Wieś kupił, ożenił się, okrzcił za rok syna;
Idźcież tym wszyscy grzeczni przykładem Morstyna,
Nie prosto z pieluch w bety; nikogo nie minie, 10
Co ten w swoim przezwisku nosi po łacinie.[1]
Borzuj z Fedorem, mając coś na pińku,
W sądeckim z sobą potkają się rynku.
Więc skoro oba wspomnią sobie matki,
Potkną się kędyś niedaleko jatki.
Tylko co w gębę ma Borzuj[2] wziąć skosem, 5
Umknął z nią chyżo, ale nie mógł z nosem.
Źle ziemię dopadł, czy umyślnie z boku
Strzegł na to kondys, porwał go z rynsztoku.
Chciał wskok cyrulik przyszywać go hawtem,
Gdyby pies chłopca nie uprzedził, a wtym 10
Wypadszy z blizkiej przyjaciel gospody,
Po rozlaniu krwie, radzi im do zgody.
Stąd w zwyczaj poszło, gdy się ludzie wadzą,
Tam się psi z miasta całego gromadzą.
Że ich zawsze te potkają bigosy. 15
Przynajmniej palce, jeżeli nie nosy.
Prima Aprilis, albo najpierwszy dzień kwietnia,
Do rozmaitych żartów moda staroletnia.
Niejeden się nabiega, nacieszy, nasmęci
Po próżnicy, przeto go zawsze mieć w pamięci.
W ten dzień szlachcic drugiemu pieniędzy trefunkiem 5
Pożyczył, wziąwszy kartę od niego warunkiem,
Gdzie położywszy kwotę i termin zapłacie,
Zwyczajnie pisze, prima Aprilis na dacie.