Ty daj osypki, chceszli, żeby zalał nerki,
Bo inaczej zjesz dyabła i sam, miasto sperki.
Kilka razy u stołu kichnie jedna wdowa.
Jam jej też rzekł: Pokichuj mościa pani zdrowa.
A ta ciężko westchnąwszy: O prawdziwie dobrze,
Bo bez niego jakby mię rozbierał po ziobrze
Jeśli łaska, nie daj dłużej mi się męczyć, 5
A chciej po nieboszczyku inszego nastręczyć.
Słucham, co ona prawi, aż potym: Wej wdowka,
Jakci nicuje, jakci podchwytuje słowka.
Wroć się nazad potkawszy, albo mijaj bokiem,
Lep: dotknieniem niewiasta, bazyliszek: okiem,
Smok śmiertelny zapachem, syrena w języku,
Skosztujesz, już nie trzeba gorzej arszeniku.
Ręce srogie harpije, tak na duszy trupem, 5
Na ciele będziesz leda wszetecznice łupem.
Tedy się człowiek ścisłą zawiązuje ligą:
Z harpią, z bazyliszkiem, z smokiem, z wężem, z strzygą
Nie uszła tu, pomyślę, natura erroru,
Patrząc na błazna z mózgu, grzecznego z pozoru.[1]
Nie bierz miary na rozum z powierzchownej miny,
Rzecze słowo: jakby kto przezeń mówił iny.
Ali sowa z stodoły, z wiolisty gądek, 5
Trzech słow dobrze nie powie, taki ma rozsądek.
Jako szpetny był Ezop, Sokrates garbaty,
A wżdy insze na świecie przeszli personaty.
- ↑ Pierwszy i drugi wiersz tej przypowieści napisane na boku rkp. Pierwotna ich forma przekreślona w rkp. była:
Nie ujdzie tu wielkiego natura erroru,
Pięknej człeka urody widząc i humoru.