Jedna wielmożna pani, przyszedszy z kościoła,
Wedle swego zwyczaju, wszytkich panien zwoła
I każdej pojedynkiem o kazanie pyta.
Albo ewangelię, którą ksiądz przeczyta,
Bo ta, [co] nic z obojga nie mogła powiedzieć, 5
Modlić się u obiadu musiała, nie siedzieć.
Czytano w tę niedzielę, jako bankiet sprawiał
Wielki krol, jako mu się z niego kto wymawiał.
Ten żonę pojął, drugi wieś, ow kupił woły,
Że mu przyszło osadzać kalekami stoły. 10
Więc, gdy pierwsza i wtóra sentencyą prawi,
Aż trzecia: Dlatego się, powieda, nie stawi
Na tę wielką wieczerzą od króla proszony,
Bo się ożenił, trzeba sprobować mu żony.
Śmieją się wszyscy, a nikt nie pomyśli sobie, 15
Że ta, nie bywszy żoną, już była na próbie.
W krótkim abowiem czasie od spodniej zawłoki,
Z wielką swą niewygodą, wypełniła boki.
Widząc w kupie dwu tłustych księży, rzekę sobie:
Zaprawdę nie z podmorskiej ci kapłani zobie.
Muszą na gałkach siedzieć. Aż jeden z nich basem:
Pewnie tak, sadła w brzuchu ruszywszy pod pasem,
Nie na gałkach, bo chociem kapłan, lecz nie wałach, 5
Całą ja gębą mówię: na gałach, na gałach.
Nie miejcież za złe potym księża, boście sami
Z kapłanów się przekrzcili, rzekę, drygantami.
W ręku trzyma buzdygan, sam w czerkieskim stroju.
Kto taki? Na krolewskim pytam się pokoju.
Aż rotmistrz Białogłowski. Myłka, rzekę, w słowie,
Pewnie ochmistrz; coż w Polszczę z wojną białejgłowie?