Strona:PL Wacław Potocki - Ogród fraszek T1.djvu/113

Ta strona została przepisana.

Żeby za wszeteczeństwa srogie na frymarki,        35
W jezierze go gehenny nie roztopił siarki.
Bojaźni Bożej trzeba, żeby jak przy murze,
Rozum przeciwko żądzy cielesnej naturze,
Przy niej stał, bo inaczej za szatańskim szumem.
Pojdzie ciało z swą żądzą, natura z rozumem.        40



163. Na jednego monokula. (F.+)


Jechał ze mną towarzysz, co miał bielmo w oku.
Aż wrona, tuż przy drodze, pleszcze się w potoku.
Wyrwie z olstra pistolet, lecz bez kalcedona,
Nim przyjdzie do drugiego, poszła w górę wrona.
Jeszczem też, rzekę, tego nie wiedział sekretu,        5
Kalcedon w oku nosić, miasto pistoletu.



164. Broda. (F.)


Dobra broda dla statku i ja jej nie ganię,
Alećby, Janie, trzeba zawsze patrzyć na nię.
Wielkie bowiem nic grzeczy, gdy, jak ogon sroce,
Chwieje się, kiedy gęba ladaco bełkoce.
Trzebaby mi u pasa zwierciadło piastować,        5
Chciałcibym brodę widzieć i dla niej statkować,
Patrzyć coby mówiła, coby gęba jadła.
Zapuścić ją do pasa: nie trzeba zwierciadła.



165. Do szlachcica rogatego. (F.)


Rogatyś po szlachecku a, żeś moim bratem,
Barzo proszę nie chciej być po żenie rogatym.



166. Do IMPana Grabie. (F.)


Zawstydziłeś, panie moj, wielkiego rodzica,
Grabią, w Niemczech, z polskiego zostawszy szlachcica.
Za co cię śmierć, choć ludzi hańbi, nie ozdabia,
Nowym uczci honorem, boć rzeką: margrabia.
Kiedy śmierć ogrodnika rowna z krolewicem,        5
Cożci po tym było umrzeć grabią nie szlachcicem?



<poem>