Żeby za wszeteczeństwa srogie na frymarki, 35
W jezierze go gehenny nie roztopił siarki.
Bojaźni Bożej trzeba, żeby jak przy murze,
Rozum przeciwko żądzy cielesnej naturze,
Przy niej stał, bo inaczej za szatańskim szumem.
Pojdzie ciało z swą żądzą, natura z rozumem. 40
Jechał ze mną towarzysz, co miał bielmo w oku.
Aż wrona, tuż przy drodze, pleszcze się w potoku.
Wyrwie z olstra pistolet, lecz bez kalcedona,
Nim przyjdzie do drugiego, poszła w górę wrona.
Jeszczem też, rzekę, tego nie wiedział sekretu, 5
Kalcedon w oku nosić, miasto pistoletu.
Dobra broda dla statku i ja jej nie ganię,
Alećby, Janie, trzeba zawsze patrzyć na nię.
Wielkie bowiem nic grzeczy, gdy, jak ogon sroce,
Chwieje się, kiedy gęba ladaco bełkoce.
Trzebaby mi u pasa zwierciadło piastować, 5
Chciałcibym brodę widzieć i dla niej statkować,
Patrzyć coby mówiła, coby gęba jadła.
Zapuścić ją do pasa: nie trzeba zwierciadła.
Rogatyś po szlachecku a, żeś moim bratem,
Barzo proszę nie chciej być po żenie rogatym.
Zawstydziłeś, panie moj, wielkiego rodzica,
Grabią, w Niemczech, z polskiego zostawszy szlachcica.
Za co cię śmierć, choć ludzi hańbi, nie ozdabia,
Nowym uczci honorem, boć rzeką: margrabia.
Kiedy śmierć ogrodnika rowna z krolewicem, 5
Cożci po tym było umrzeć grabią nie szlachcicem?
<poem>