Wiewiorka, nie wiewiorka; coś poszło na kota. 5
I opuszka cudowna i czapki robota.
Nie zając, nie liszka też. Bodajżeś się skaził,
Z swą mycką: aż ono tchorz wydrę w jazie złaził.
Umarł wieczny infamis. Toć u kata ryby.
Kto w Polszczę nie ma miejsca, w niebie bez pochyby,
Gdzież dłużnicy zapłaty będą szukać sobie?
Ten na świecie nic nie miał, nie wiem, chyba w grobie.
Grob jest jego dziedzictwem, toć najlepszą radą, 5
Kiedy go w pretensyach swych prędko zajadą.
Niedarmo mówię: prędko, zwłaszcza do grabieży
Siła na prawie, więcej na czasie, należy.
Dotąd obiad spokojny mieliśmy i cichy.
Ledwie flaki postawią, aż panny: Chy, chy, chy.
Z czego się śmieją, zgadnąć nie mogę do razu.
Aż koniecznie musiały powiedzieć: Ze ślazu.
Tylko mi na to z ręki nie wypadnie łyżka. 5
Co też, pomyślę sobie, ma przed ślazem kiszka.
Podobniejszy do śmiechu czepiec, rzekę, w wole,
Ostatka się domyślać, niźli pytać, wolę.
Prezentując swe gmachy, z czym się chlubią radzi,
I do piwnice mnie też gospodarz prowadzi.
Rozumiałem, że trunków przybierać do smaku,
Aż wody w pas. Więc było, rzekę chłopcu, saku.
Muszą się tu trzeć pstrągi. Ow narzeka, że się 5
Źrodło, nie bywszy, w krotkim otworzyło czasie.
Jeżeliby znowu chciał, Chrystus cudy robić,
Nie wadzi, rzekę, wodę w piwnicy sposobić.