Nie sama ogniem żyje salamandra, ale
I ludzi wielu znajdziesz w takowym upale,
Którym ustawiczny gniew chlebem i żywiołem
Jędrzeju, pewnie w piekle usrasz się popiołem,
O niebie nie myśl, bo tam niemasz twojej paszy. 5
A ktoż kiedy do klatki węża[1] sadza ptaszej?
Sto razy odegnana dokucza ci mucha,
Albo w nos lezie, albo dzwoni koło ucha.
Aż pioro położywszy, ledwo co usiędzie,
Plesnę ją, że i lotu i żywota zbędzie.
Nie trzebać importunie lepszego dowodu, 5
Strzeż się, byś kiedy na łeb nie przemierzył wschodu.
Rademci zacny gościu w domu swoim cale.
Ochoty nie przebierzesz, wina mam o male,
Jeżelić się podoba, nim od stołu wstaniem,
Zabawić się, przy piwku, tych fraszek czytaniem.
A gość: Miej sobie, rzecze, gospodarzu, fraszki, 5
Każ jeszcze beczkę ścisnąć a natoczyć flaszki,
Potym czytaj[1] po polsku, czytaj po łacinie,
Będziem się śmiać, bo żarty ładniejsze przy winie.
Jam rozumiał, że wina ochronię księgami;
Wolicie pić, niźli być auditorami? 10
Chłopcze, schowaj te książki, a kielichem sporym
Daj wina, pewnie i ja nie będę lektorem.
Siłaby to dwa grzyby w jednym barszczu topić;
Jednym się kontentować: albo kpić, albo pić.