Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T1.djvu/027

Ta strona została przepisana.

Nu do kata, dla rzeczy niepewnej z kłopotem
Śmielsza, niż rycerz w polu, baba za swym płotem.
Mnie o zysk, a tamtemu gra chodzi o szkodę:
Małe oboje. Aboż pódźmy z sobą w zgodę.


Kozła doić.

Przed bogatym lecz skąpym, zdjąwszy czapkę, stoisz?
Pochlebiasz? nadskakujesz? próżno kozła doisz!
Chybać wina kieliszek, abo da gorzałki,
I toć będzie rachował przez gardło michałki,
Także u ciebie honor i twój pokłon staniał?
Jabym się i za beczkę żydowi nie kłaniał.
Drugi żyd bez ukłonu, nawet bez pieniędzy,
Trafili się polityk, poczęstuje prędzy.


Na toż.

Dwu błaznów, choć o sobie każdy trzymał wiele,
Oba sąsiedzi, oba moi przyjaciele,
Zjechawszy w dom, że słuchać nie było ich zdrowo,
Prawili, dysputując się, ni to, ni owo.
Jeśli głupie pytania, głupsze odpowiedzi.
Przestańcie bredzić; lepiej napić się, sąsiedzi.
Wiechcia i gówna stoi dysputa się taka:
Ten kozła doi, drugi nadstawia przetaka.


Dym dysputacya.

Ledwie zsiędę do swojej w Krakowie gospody,
Aż mi kartkę pisaną mnich przynosi młody.
Pytam: Co? Theses — rzecze — dla Mościego Pana,
I prosi na dysputę wraz od gwardyana.