Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T1.djvu/046

Ta strona została przepisana.

Morzem ten świat ludziom jest: niemasz cypla na niem,
Gdzieby znużoną zbytnim o ciało staraniem
Łódkę mogli uwiązać i rzec śmiele, że tu
Nie boimy się wściekłej fortuny impetu.
Śmierć i czyste sumnienie na jej szturmy silne
Dwa otwarte, dwa stoją porty nieomylne:
Czyste sumnienie w ciele odpoczynkiem duszy,
Śmierć w grobie ciału. Niech się, jako chce, zajuszy,
Nie szkodzi im, choć ziemię jej zaleje fala;
Ale nie chcą z tych ludzie do żadnego pala,
Do śmiercić każdy musi po długim lawirze.
Rzadki człek, co o czyste sumnienie dba szczerze:
Nie jeden, choć ta jego duszę trzyma lina,
Z kotwicą ją nadzieje żywota ucina
Ciału kwoli; a z jaką dzieje się to szkodą,
Nie uwierzą, aż w piekło oboje zawiodą.


Powietrzniki na deszcz skrzypią.

Cóż tam na dworze? pytam. Deszcza się spodziewać,
Bo skrzypią powietrzniki. Więc je pozalewać
Czym tłustym; niech nie skrzypią; i tak dosyć błota,
A jeszczeby go więcej przyczyniła słota.
Nie powietrzniki, światu skrzypce dziś, wiole,
I co wymyślić dowcip instrumentów zdole,
Skrzypią na deszcz siarczany, którym jako słoma,
Wszeteczna za grzechy swe gorzała Sodoma.
Póki drew, póty ognia. Tak niesie natura,
Ale deszcz dnia sądnego, na który się chmura,
Nie zagaśnie na wieki, i siarczystą plutę
Obróci zgrzytem zębów grzesznym ludziom w chutę.