Postu, żeby nic nie jeść, ani pić, modlitwy,
Ale usilnej, trzeba do takowej bitwy.
To Mars bez krwie, bez potu, co większa, bez zwady.
Przypatrzmyż się, o jakie biegają zakłady:
O pychę, o pieniądze, o pompy, o stroje;
Kto sług, cug, wóz, kto świetniej ozdobi pokoje,
I kto więcej wypiwszy wina do północy,
Wstanie z betów o swojej do obiadu mocy;
Kto ładniej, po francusku przygoliwszy wąsa,
Z panną lub z cudzą żoną galardy wytrząsa.
Ten wziął zakład, o który pijani, jak kłody,
Śpiąc w cudzołożnym łożu, puszczają w zawody.
Godzien goniec zakładu, godzien rycerz chwalny
Korony od hetmana swego tryumfalnej,
Którą go dyabeł, takich munsztuł[uk]ów dzielca,
Uczci, pierwszy wszetecznik i pierwszy opielca.
Stary pies, gospodarzu, czuj o sobie! szczeka,
Dosypiasz li? Szkoda cię, ba zginienie czeka:
Podkopują złodzieje, zbójcy na przemiany
Do komór, domu twego rozbierają ściany.
Porwi się biały orle! Radź o sobie Lachu!
Cnotę wprzód, męstwo za nią postaw na szyldwachu.
Domowi, co rzecz gorsza, żeby cicho kradli,
Złodzieje i postronni zbójcy cię opadli.
Trudno ustrzedz domowych, snadniej ich odprawić;
Gwałtownikom odważnie żelazem się stawić.
Jużeś pozbył pieniędzy, stróżów pogotowiu,
Nie mając im czym płacić, przynamniej o zdrowiu