I dla tej, żebyś na hak nie trafieł, przyczyny,
Stosuj konwersacyą swą do jego miny.
Zgasić świecę do tańca najpewniejsza sztuka,
Kto się niem czuje, żeby nie śmiano z nieuka.
Jeden szlachcic przede mną swoje chwali wiersze,
Że dopiero tak piękne na świat wyszły pierwsze,
Lecz je tylko sam sobie będzie czytał w domu;
Nie pokaże, bojąc się zazdrości, nikomu.
Tak i ja — rzekę — niźli Apelles, sto razy
Piekniejsze, nie ucząc się, maluję obrazy;
Ale za trzecim kluczem chowam je tajemnie.
Czemuż? — rzecze. Żeby kto nie przejął ode mnie.
Podobno, panie bracie, żeby z nich nie drwiono,
I wiersze, i obrazy tak dobrze schowano.
Czego ludzie nie widzą, po tym nic na świecie;
Nikt nie da malarzowi, nikt wiary poecie.
Jednego tylko chwalą, ale wielce brydzą:
Choć łabędzia nie słyszą, feniksa nie widzą.
Nie strzeżmy się i mówmy prawdę sobie oba:
Nie wszytko, co nam samym, wszytkim się podoba.
Bojąc, że się jastrząbom nie tak, jak jej, sowa,
Podobają sowięta, w ciasnym duplu chowa.
A na cóż i nam chwalić? Żeby ludzi śmieszyć?
Lepiej z swoją robotą w zanadrzu się cieszyć.
Jeśli ufamy, że nam nie uczyni sromu,
Nie kryjąc jej, na widok wyprowadzić z domu.