Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 024.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bierać problemat, czemu ta kobieta w pełni sił i zdrowia, podobna była do nagrobowego pomnika? Problematu tego jednak ani poeta, ani psycholog, nie zdołałby rozwiązać; ani przeszłość, ani obecne życie hrabiny Aurelii nie zdawały się ukrywać żadnej tajemnicy. Córka wielkiej rodziny książąt Staromirskich, oddała dobrowolnie rękę hrabiemu Romińskiemu, a chociaż świetność jego rodu niezupełnie odpowiadała stanowisku żony i trąciła świeżem zbogaceniem, za to ogromny majątek równoważył tę różnicę. Zresztą hrabia był w najwyższym stopniu dobrze wychowanym, wykwintnym i dystyngowanym, a żadna chmura nie powstała nigdy widocznie na horyzoncie pożycia tej dostojnej pary. On słynął jako wzorowy małżonek, ona jako najlepsza żona, a syn jedynak, sześcioletni Henryś, dopełniał miary ich szczęśliwości. Ale ani widok syna, ani męża, niezdolne były wywołać silniejszego wzruszenia w hrabinie, ani zmienić marmurowej nieruchomości jej twarzy. Uśmiechała się do nich spokojnie, z tym stereotypowym uśmiechem, który wiecznie gościł na jej pięknych ustach, a przecież nie rozjaśnił spojrzenia i nie opromienił twarzy. Uśmiech ten widocznie nie pochodził z głębi serca: wdziewała go jak maskę i rzucała światu z jakąś straszną obojętnością, nie pozwalając domyślać się jaka była treść jej ducha, rozpacz, obojętność, znudzenie lub nicość zupełna.
Zazwyczaj Aurelia była milcząca, nie tak jednak, aby to mogło zwrócić uwagę lub pobudzić złośliwe spostrzeżenia. W towarzystwie szczególniej mogła służyć za wzór dystynkcyi i dobrego smaku, mówiła zawsze tyle i to właśnie, co powiedzieć należało, ganiła to, co świat potępiał, chwaliła, co on chwalił, przejęta była szlachetnem oburzeniem na to wszystko, co wychodziło po za normę przyjętych zasad. Jednem słowem, była ona najzupełniej na swojem miejscu, odpowiednio do stanowiska, jakie zajmowała.