Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 035.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pamięci. Może i z nią tak być miało. Któż przejrzał kiedy głębie serc zranionych? kto się domyślał konania ducha pod spokojnym pozorem, jakim świat powleka oblicza swoich wybrańców?
Natalia była zbyt młoda, aby o tem mieć pojęcie. Dla niej jeszcze pozór łączył się z istotą rzeczy, a ludzie byli tem, czem pokazać się chcieli.
W kilka dni później, w skrzydle głogowskiego pałacu, w którem znajdował się apartament hrabiego Emiliana, w poobiedniej godzinie, siedział gospodarz domu, a obok niego młody człowiek w podróżnem ubraniu, krewny jego, Leopold Romiński.
Hrabia Emilian czytał listy, wręczone mu przez nowoprzybyłego, który tymczasem rozparty na kozetce, palił cygaro, spoglądając obojętnie na otaczające przedmioty.
Był to człowiek lat może trzydziestu, o jasnych włosach, białej twarzy i niebieskich oczach. Ruchy jego i podróżne ubranie miały też piętno wykwintnej niedbałości, jakie odznacza zwykle ludzi dobrego towarzystwa, którym stanowisko społeczne nadaje pewność siebie. Innego charakteru zgoła brakło tej postaci, noszącej tylko powierzchowne światowe cechy, jak brakło wybitnych rysów jego twarzy, trudnej do spamiętania, gdyż przypominała tysiące innych, spotykanych co chwila. Nie można było nazwać go ani pięknym, ani brzydkim, bo czoło, oczy, nos, usta i broda odpowiadały zupełnie temu, co w pasportach i rysopisach oznacza się wyrazem „mierne“. Wszystko w nim było zwyczajne, począwszy od wzrostu, a skończywszy na najdrobniejszym szczególe postaci, na kolorze włosów, lub też kształcie ręki. Człowiek ten zarówno mógł przejść niepostrzeżony na ulicach, jak i w salonach, jeśli tylko jaka wybitna zewnętrzna okoliczność nie nadawała mu indywidualnego znaczenia. Leopold Romiński albowiem pod względem umysłowym odpowiadał zupełnie fizycznej stronie i posiadał właśnie tę dozę rozumu, do-