Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wcipu, wiedzy i uczucia, jakiej wymaga średnia miara ludzka; trzeba więc było gdzieindziej szukać jego wybitnej strony, i można ją było znaleść bez trudności, posiadał bowiem kilkunastomilionową fortunę.
Ma się rozumieć, przy tym magicznym blasku i osobistość młodego człowieka wyglądała zupełnie inaczej, niż z pozoru. Nie dziw więc, iż ci, co znali z tej strony Leopolda, uwielbiali w nim szczyt rozumu, kwintesencyę dystynkcyi, wielkie serce i wszystkie zgoła przymioty, jakie człowiek posiadać może. Kobiety zachwycały się jego pięknością, przyrównywały go do Apolla i Antinousa, znajdowały w jego oczach magnetyczne blaski, witały go i żegnały chórem westchnień. Był on lwem salonów, ulubieńcem świata i celem tysiącznych zabiegów.
Ztąd zapewne pochodziła pewna arogancya postawy, przebijająca nieustannie przez pozór skromności, jakiego wymaga światowe obejście, skoro tylko żywsze wzruszenie lub chwila zapomnienia pozwalały dostrzedz człowieka z za konwenansowej maski, nałożonej obyczajem.
Od pewnej chwili oczy hrabiego Emiliana tkwiły w nowo przybyłym ze zwykłym sobie wyrazem; list przeczytany trzymał w ręku.
— Jadę prosto z Paryża — wyrzekł Leopold, tłómacząc sobie spojrzenie krewnego jako zapytanie w tym względzie.
— Mówi o tem list księcia Staromirskiego, jak równie i o zamiarach twoich względem Natalii, które on zupełnie aprobuje.
Leopold skinął niedbale głową.
— Więc chcesz się żenić? — spytał po chwili Emilian, nie zdejmując z niego przenikliwego wzroku.
I znów Leopold puścił z ust kłąb błękitnawego dymu, z nowem potakującem skinieniem.
Emilian powstał, zapalił także cygaro i powoli począł przechadzać się po pokoju.