Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy masz co przeciwko moim projektom? — spytał Leopold.
— Ja? — zawołał gospodarz domu z akcentem najczystszej prawdy — ja? a toż dlaczego?
— Bo nie odpowiedziałeś mi nic.
Hrabia wzruszył lekko ramionami.
— Daruj mi — wyrzekł z niejakiem wahaniem — podziwiam zawsze ludzi, którzy nie będąc do tego zmuszeni siłą namiętności, lub jaką inną koniecznością, rzucają się tak na lekko w burzliwe morze małżeństwa. A co do ciebie...
Leopold patrzał na swego krewnego ze wzrastającem zdziwieniem; wreszcie roześmiał się głośno.
— Daruj mi z kolei — rzekł — ale używasz tak tragicznych wyrazów: namiętność, burzliwe morze, iż na honor przestaję cię rozumieć. Ja nie biorę życia z tej strony.
— Może masz słuszność — odparł hrabia z niedostrzeżoną ironią.
— Nie żartuj — mówił dalej Leopold lekkim tonem — zdaje mi się, iż w gruncie rzeczy rozumiemy się doskonale i mamy jednakie zasady.
— Być może.
— Dla ludzi dobrze wychowanych, dla ludzi naszego świata i położenia, małżeństwo jest interesem, jak każdy inny.
— Interesem, czasami hazardownym.
— Bynajmniej; to zależy od punktu widzenia. Domyślasz się przecież, iż nie ofiaruję, jak arkadyjski pasterz, serca mojej przyszłej.
— Więc w końcu powiedz mi, dlaczego się żenisz?
— Dlaczego? wyborne pytanie! Naprzód dlatego, żeby mieć żonę; jest to konieczność społeczna.
— Bez której tylu ludzi się obchodzi.