Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bierać. Jednakże nieznajomy posiadał w wysokim stopniu te przymioty, które miały być wyłącznym przywilejem jednej społecznej klasy. Porównywała go ukradkiem z hrabią Leopoldem, i w tem pobieżnem nawet spojrzeniu niezaprzeczona wyższość leżała po stronie nauczyciela.
Był to więc dla niej problemat, budzący dziwne myśli, podkopujący cały gmach jej pojęć i wpojonej wiary.
I znów pomimowolnie zapytywała samej siebie, czy przypadkiem nie był to rycerz przebrany, szukający w ten sposób środka przybliżenia się do niej? W każdym razie, kimkolwiek on był, czuła, iż wywierał na nią wpływ niepojęty. Pod jego wejrzeniem myśl jej unosiła się w gorącej modlitwie, duch ulatywał w boskie krainy zachwytu. Wszystkie małe troski, przykrości i smutki pierzchały z serca. Była silna, niezachwiana, gotowa świat cały wyzwać do walki, gotowa jak lwica bronić uczuć swoich.
Msza się skończyła, a ona modliła się jeszcze z wezbraną piersią i okiem płonącem. Słyszała tylko w koło siebie szmer głosów i kroki odchodzących, a kiedy się podniosła, była prawie sama z Drylską. Rzuciła w koło długie, tęskne spojrzenie; nauczyciel Henrysia wyszedł ze swoim uczniem, a na jego miejscu spotkała we drzwiach hrabiego Leopolda, i widok jego pochwycił ją u progu kaplicy, jak nieubłagana realność życia.
Położenie ich dwojga nie zmieniło się pozornie od wczoraj ani na jednę linię, a jednak zdawało jej się, iż pomiędzy tem wczoraj a dzisiaj upłynęły wieki, stało się coś niepowrotnego, co oddzielało ją stanowczo od tego człowieka. Za nic w świecie nie chciałaby z nim zamienić jednego słowa, i zaledwie odpowiadając na ukłon jego, przeszła z Drylską i skierowała się do siebie.
Przecież konieczność spotykania się z Leopoldem była nieuniknioną, szczególniej przy umyślnych ułatwieniach, czynionych mu przez gospodarzy domu. Przy obiedzie miał on miejsce obok Natalii, a później na prze-