Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest, mam o wszystkiem wyrobione pojęcie, i uważam, że tak być powinno.
— Bez wątpienia, czy jednak nigdy nie zawiodła cię ta mądrość życia? czy nigdy nie znalazłeś się w nieprzewidzianych okolicznościach, do którychby się ona przystosować nie dała?
— Nigdy, i przyznam ci się, nie wierzę w nieprzewidziane okoliczności; to zdarzyć się tylko może ludziom, co źle obrachowują lub kombinują wypadki.
— Jednakże...
— Nie rozumiem cię; zdefinjuj mi, proszę, co może nas spotkać nieprzewidzianego?
— To, co przenosi doniosłość naszych obliczeń.
— A więc widzisz; trzeba tylko dobrze obliczać — mówił niezrażony niczem Leopold.
— Naturalnie, jeśli kto posiada nieomylność.
Słowa te wypowiedział Emilian z takim uśmiechem, iż kuzyn nie mógł omylić się na ich znaczeniu. Nie obraził się jednak i ciągnął dalej, jak człowiek pewny siebie.
— Żartuj sobie jak chcesz, jednak nieomylność jest to pewnik, na którego miejsce nic dotąd wymyślić nie zdołano; ma ona tę olbrzymią zaletę, iż od razu przecina wszelkie dyskusye i utrzymuje społeczeństwo w karbach właściwych. Co do mnie, nie wyrzekam się jej wcale i myślę utrzymać na swoją korzyść nieomylność małżeńską.
— Ale czy pozwoli na to duma księżniczki Staromirskiej, duma, która cię właśnie tak bardzo zachwyca?
— Żona powinna mieć dumę dla wszystkich, nie względem męża. Taka jest moja zasada.
— Byle to było zasadą Natalii; rozumiesz dobrze, iż ja nic nie mam przeciwko temu.
— Zdaje się, iż ty także nie masz powodu uskarżać się; twoja żona jest żywem wcieleniem dystynkcyi, wdzięku i rozumu, tego kobiecego rozumu, co nie sięgając po za swoją sferę, ma tak wiele powabu. Jakiś wielki autor fran-