Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Mówił to, kryjąc rzeczywistą urazę pod lekkim szyderczym tonem, któremu zadawało kłamstwo widoczne ściągnięcie brwi.
— Miałbyś słuszność — odparł Emilian, gdyby Natalia nie była dzieckiem. Alboż ona sama wie, czego chce, czego nie chce? alboż może o sobie stanowić?
— Wiesz co? — rzekł z pewnym namysłem Leopold — pierwszy raz w życiu przychodzi mi wątpliwość, czy podobne małżeństwo dać może gwarancyę na przyszłość? Ale nie o to teraz idzie. Zaręczam ci, iż księżniczka właśnie wie doskonale, czego chce i czego nie chce; miałem sposobność się o tem przekonać.
— Jakiż powód odmowy dać ci mogła?
Tak zagadnięty Leopold zawahał się chwilę, jednak po krótkim namyśle odparł:
— Najprostszy w świecie, chociaż przyznaję to, wcale niepochlebny dla mojej miłości własnej: nie miałem szczęścia jej się podobać.
— Ależ to nie ma najmniejszego sensu! — zawołał zniecierpliwiony Emilian. Dlaczegożbyś jej się nie podobał? Jest to widocznie jakiś kaprys rozmarzonej głowy.
— Być bardzo może; w każdym razie nie myślę się temu kaprysowi sprzeciwiać, ani dobijać się dłużej o dobro, którego mi odmówiono.
— Nie pojmuję cię, Leopoldzie — wyrzekł seryo Emilian — sądziłem, iż rzeczy tak ważne, jak związki małżeńskie, nie powinny być zrywane dla lada dziecinnej fantazyi.
Mówił to w dobrej wierze. Zezwolenie Natalii na projektowane małżeństwo zdawało mu się rzeczą najmniejszej wagi; w jego przekonaniu ona nie liczyła się wcale za osobę; było to dotąd zero, przed którem dopiero życie miało postawić liczbę właściwą i ustanowić jej istotną wartość.