Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niestety... to jest... prawdziwie nie wiem, jak to pani hrabina rozumie.
W sposób najprostszy: widzę, iż pani Drylska nie zna jej myśli, poglądów i zapatrywania się na rzeczy. A zapatrywanie to wymaga bardzo wielu sprostowań. Księżniczka jest egzaltowana, romansowa, i to właśnie mam za złe pani Drylskiej.
— Pani hrabino, zdaje mi się, iż ja nigdy nie dałam powodu...
— Nie o to teraz idzie — przerwała pani domu — złe musi być zakorzenione od dawna i dowodzi wielkiej niedbałości pani Drylskiej oraz lekceważenia swoich obowiązków. Jak można było nie zwrócić całej baczności na tak ważny fakt i dozwolić rozwinięcia się tej determinacyi, energii, tak zgubnej w kobiecie. Co większa, księżniczka wszystko bada nieustannie, wszystkiego chce dociekać.
— Pod tym względem muszę przyznać pani hrabinie — odparła zmięszana nauczycielka — iż często bardzo strofowałam księżniczkę, szczególnie w ostatnich czasach.
— Strofować, to nie dość.
— Cóż miałam uczynić?
— Przekonać ją, koniecznie przekonać. Oto do czego doprowadziło ją to zgubne pobłażanie.
— Niech pani hrabina raczy się zastanowić, iż księżniczka ma stały charakter, a nawet śmiem to powiedzieć, nie daje się łatwo przekonać.
— Otóż to właśnie nieszczęście, pani Drylska, tu leży główna wada jej wychowania.
— Bóg świadkiem jednak, pani hrabino, robiliśmy co było można, ale z księżniczką niełatwa sprawa. Bóg wie, co przychodziło jej do głowy, rzucała zawsze osobliwe kwestye, poruszała materye, o których nikt nie myślał, i zadawała pytań co niemiara. A nadewszystko nikomu nie chciała wierzyć na słowo.