Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 110.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Aurelia lepiej niż każdy inny miała sposobność przekonać się o tem, przecież nie uważała za stosowne przyznać się przed panią Drylską do swoich porażek, i zapytała zbaczając do innej materyi:
— Czy pani Drylska w ostatnich czasach nie spostrzegła żadnej zmiany w swojej wychowance?
— I owszem, pani hrabino, ale ponieważ zmiany te właśnie datowały od przyjazdu hrabiego, przypisywałam je jego obecności. Księżniczka była ciągle zamyślona, tak dalece, iż najczęściej nie słyszała do siebie zwróconych pytań; wzdychała, szeptała coś pół głosem, czego nie mogłam dobrze usłyszeć, zdaje mi się jednak, że to były wiersze.
— Wiersze? — powtórzyła zdziwiona Aurelia — byłby to symptomat zakochania.
— Tak i ja to sobie tłómaczyłam. Co większa, w dzień przyjazdu hrabiego nie mogłyśmy księżniczce dogodzić w ubraniu, z niczego nie była kontenta, wszystko było nieładne, słowem, byłam przekonana, iż pragnie się podobać, a nawet w ogrodzie uchwyciła mię gwałtownie za rękę i zawołała: „to on!“ tak wzruszonym głosem, iż obejrzałam się natychmiast.
— I cóż? — pytała zaciekawiona hrabina.
— Niestety, już było za późno, dostrzegłam tylko jakąś postać, przesuwającą się pomiędzy drzewami. Zdawało mi się, że to musiał być pan hrabia.
— Czy pani Drylska jest pewna — spytała z osobliwym przyciskiem Aurelia — że moja siostra, mówiąc to, myślała o hrabi?
— A o kimżeby myśleć mogła? — zawołała ochmistrzyni z tak prawdziwem zdumieniem, iż wszelkie podejrzenia Aurelii co do współudziału jej w jakiejś tajemnej intrydze, od razu zniweczone zostały.