Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Był żal, nieledwie obraza w jej głosie; patrzała na niego wzrokiem, w którym drżały wymówki pełne słodyczy.
— Daruj mi, Natalio — odparł smutnie — chciałbym zgotować ci pasmo dni złotych, chciałbym oszczędzić ci nawet myśli bolesnej, a tu muszę narzucać ci same ofiary i poświęcenia.
— Ja ciebie nie rozumiem. Jedyną ofiarą dla mnie byłoby nie widzieć ciebie; z tobą wszystko będzie mi błogie, słodkie, rozkoszne.
— O tak, tak, masz słuszność, Natalio; razem wszędzie będziemy szczęśliwi, na przekor światu i ludziom, którzy nas prześladować będą, bądź pewna.
— Alboż nas świat i ludzie obchodzić mogą? czyż nie jesteśmy sobie światem nawzajem? Ja czasem chciałabym cierpieć dla ciebie, bo wówczas cierpienie byłoby rozkoszą.
Mówiła to z rodzajem mistycznej egzaltacyi, która tworzy męczenników.
— Zapominasz o mnie — przerwał Romuald — ja nie chcę, nie mogę pozwolić, żebyś ty cierpiała.
— A więc myślmy o szczęściu, mów mi o cichym, nizkim domku, gdzie będziemy razem, zawsze razem. Mnie tak mało potrzeba, nic prawie. Ty będziesz pisał, ja będę patrzała na ciebie, i śledziła myśli na twojem czole. A czy sądzisz, że nie potrafię także pracować?
— Ty? — zawołał — ty, księżniczka Staromirska, miałabyś pracować?! Więc sądzisz, iż jestem tak nieudolny, że nie potrafię zdobyć ci powszedniego chleba? Dotąd przecież samotny, zgorzkniały, zbolały, potrafiłem sobie wystarczać, teraz siły moje zdwoją się tą myślą, iż pracuję dla ciebie.
Zapewne Natalia nie była w stanie wyobrazić sobie dokładnie realnego życia, które bujna fantazya przedstawiała jej trochę w idealnych kształtach; przecież była przewidywała jakieś radykalne zmiany w swoich nawy-