Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 118.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

poczujemy nawet gorzkich kropli, które zawistny świat wmieszać usiłuje do każdej słodyczy.
Upajał się niejako własnymi wyrazami, spoglądając na tę piękną, młodą, ufną istotę, oddającą mu się tak zupełnie. Romuald był zanadto dzieckiem swojego wieku, aby nie znać jego wad i niedostatków; wiedział dobrze, iż pośród dzisiejszego społeczeństwa, czysta miłość rozwija się rzadko, jak kwiat aloesu, umiał więc cenić skarb, który znalazł tak niespodzianie i kochał Natalię, ile tylko serce jego kochać było zdolne, a lubo przewidywał jaśniej od niej trudności położenia, zawsze z równem pragnieniem marzył o chwili, co ich kiedyś połączyć miała.
Długo jeszcze zamieniali przysięgi i budowali te świetne zamki na lodzie, nie wątpiąc, że wystawią je w rzeczywistości i dźwigną gmach swego szczęścia na przekor wszystkiemu, co stało pomiędzy nimi. Dziś jednak nie postanowili nic ostatecznie, bo i czegoż mieli się spieszyć, wzywając wrogie losy, dopóki nie nagliła ich do stanowczego kroku jaka nieubłagana konieczność. Wszak tajemnica mogła się utrzymać, trwogi ich może były przedwczesne, burza spowodowana oświadczynami Leopolda, mogła bez gromu przepłynąć nad ich głowami. Roztropność nakazywała czekać.
Wcześniej jednak niż zwykle rozeszli się tego ranka. Księżniczka zwyczajem swoim jak myszka skradała się ku pałacowi, spoglądając z pewnym niepokojem na pozamykane zwykle o tej godzinie żaluzye, gdy najniespodziewaniej w świecie ujrzała na wystawie stojącego Emiliana.
Pomiędzy szpalerami i gajami parku a pałacem, rozciągał się wielki trawnik, tak, iż niepodobna była niewidzianej dostać się do niego z tej strony przynajmniej. Natalia cofnęła się szybko w głąb ogrodu, namyślając się, co ma uczynić, gdy Emilian spostrzegłszy ją zapewne, zwrócił się prosto ku niej.