Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cie, co to byli za ludzie, stojący obok jej łóżka i krzątający się koło niej tak gorliwie. Stara kobieta na klęczkach oblewała łzami jej rękę, Cecylja lekko unosiła jej głowę, Marceli wlewał jej w usta jakiś napój, a szlachetna twarz jego pełna poważnej słodyczy, i wzrok jego pogodny zdawał się mówić: odwagi, odwagi! — jakby przeczuwał, iż właśnie takiego słowa potrzebowała.
Chciała mówić, chciała o coś zapytać, ale on uczynił jej znak milczenia, a Cecylja uśmiechnęła się do niej tak słodko, iż dziewczyna uczuła, że razem z tym uśmiechem i spojrzeniem wracała jej ufność i wiara. Nie zdając sobie sprawy z doznanego wrażenia, była posłuszną.
Jednak pomimo starań Marcelego, wywiązała się gwałtowna gorączka, spowodowana więcej jeszcze moralnemi wstrząśnieniami, jakich doznała, niż ostatnim wypadkiem. Natalia dwa tygodnie zostawała pomiędzy życiem a śmiercią; ale otoczyła ją niezmordowana, troskliwa, rozumna opieka. Koleją te trzy istoty, które widziała nieustannie koło siebie w marzeniach maligny, nie odstępowały jej łóżka. Pod tym skromnym dachem, pomiędzy ludźmi nieznajomymi, co ją ocalili od śmierci, znalazła stokroć więcej współczucia i serca, niż we własnej rodzinie. Zresztą pobyt jej tutaj otoczyła tajemnica zupełna. Mało kto zaglądał do cichego domku, leżącego na ustroniu za miastem. Choroba Natalii nie zmieniła jego fizjonomii.
Marceli odwiedzał swoich chorych jak zwykle, a służba domowa nie rozgadywała wypadku, którego nawet nie znała doniosłości. Marceli nieraz pielęgnował chorych, zebranych na drodze, nie pytając, zkąd przybywali, pobyt więc u niego Natalii nie miał nic nadzwyczajnego. O wypadkach towarzyszących jej przybyciu, o tem, że Marceli sam wyratował ją z fal wiślanych, nikt nie wiedział prócz Cecylji i Anny; tajemnica więc utrzymała się właśnie dlatego, że nie potrzebowano jej zalecać.