Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 232.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — szepnęła — byłabym doprawdy szczęśliwa, gdybym pozostać mogła zawsze tutaj w ukryciu pomiędzy wami.
— Panno Natalio, życie nasze jest ciche, skromne, pracowite. Bóg widzi, iż otwartem sercem podzielimy je z tobą, dopóki tylko smakować ci będzie; jeśli więc nie masz żadnych obowiązków do spełnienia na świecie — pozostań z nami; wszak widzisz dobrze, iż uważamy cię za siostrę.
— Ach! — zawołała — ja nie mam obowiązków dla nikogo, nikt mię nie kochał!
— A ty, pani, czy kochałaś kogo? — spytał z łagodną powagą.
Zakryła twarz rękoma, bo powrócił jej do pamięci list Romualda, co jak grom uderzył w jej serce. List ten uniosły szare fale rzeki, przecież treść jego została na wieki wyryta w jej sercu.
On zrozumiał, iż dotknął tem słowem świeżej rany, i mówił dalej, jakby nie zważając na uczynione wrażenie:
— Czy kochałaś pani tych, co cię otaczali?
— Chciałam — zawołała — chciałam ich kochać, a oni mię odepchnęli. Nigdy pomiędzy nimi nie czułam się tak swobodną, tak ufną, jak tutaj.
— Panno Natalio, ludzie rozmaicie miłość pojmują. Czy jesteś pewna, że nie pozostawiłaś po za sobą żalu, pustki, może rozpaczy? czy jesteś pewna, że ci, co odpychali cię zimnem obejściem, nie płaczą dzisiaj, myśląc o tobie?
Wstrząsnęła głową, bo chociaż wątpiła nieraz o sercu Aurelii, chociaż bała się Emiliana, nie mogła twierdzić na pewne, że tak nie było, jak mówił Marceli. Słowa jego budziły w niej nowe myśli i wątpliwości względem samej siebie.
— Ja nie wiem — szepnęła z pewnem pomieszaniem.
— Zastanów się nad tem, pani, bo jeśli nie wszyscy spełnili obowiązki swoje względem ciebie, ty nie powinnaś