Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 249.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa te oprzytomniły hrabiego. On był zapomniał, po co tutaj przybył, po co był wezwany; widział tylko człowieka, który odebrał mu szczęście życia, a myśl jego, nieposłuszna woli, uciekała w przeszłość. Teraz dopiero zrozumiał, że miał obowiązek do spełnienia, że człowiek ten z konieczności był jego gościem i posiadał ważną tajemnicę, którą mu odkryć przychodził.
— Chciej pan usiąść — wyrzekł z tą lodowatą grzecznością, pod jaką ludzie dobrze wychowani umieją taić najwyższą niechęć, lub niedarowaną obrazę. Przyjechałem wezwany przez pana właśnie dla tych okoliczności. Pan wiesz, gdzie się znajduje księżniczka Natalia?
— Księżniczka znajduje się u mnie.
— U pana?! — zawołał gwałtownie hrabia, wytrącony z kolei temi prostemi słowami — u pana! odkądże to?
— Od chwili ucieczki z tego hotelu.
— Więc blizko dwa miesiące pan, pan przechowywałeś ją u siebie?
— Uspokój się, panie hrabio; jakkolwiek dom mój był bardzo skromnem schronieniem dla księżniczki Staromirskiej, pobyt jej tam w towarzystwie mojej żony i dzieci nie mógł jej w niczem uwłaczać.
Hrabia słuchał go zdumiony. Zuchwałość tego człowieka przechodziła wszystko, co mógł wyobrazić sobie lub znieść spokojnie.
— Przyznam się — rzekł przerywanym głosem — iż to fakt nie do uwierzenia. Byłaż to zemsta, wywarta niegodnie na niewinnem dziecku? byłaż to zmowa? czyż przeszłość mięszała się z obecnością?
Pogardliwy uśmiech zarysował się na ustach Marcelego.
— Panie hrabio — rzekł z chłodnym spokojem — nie rozumiem cię zupełnie. Do nikogo na świecie nie chowam zemsty w sercu, a gdyby tak było, zajrzałbym prosto w oczy tym, co mi zawinili. Nie pojmuję, o jakiej zmowie