Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 251.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Na te słowa gorący rumieniec oblał twarz hrabiego. Samo podziwienie, wyrażone przez doktora, wydawało mu się gorzką przymówką; przecież nie wypowiadając swoich uczuć, znowu zapytał chłodno:
— Czy znane są panu wypadki, które spowodowały to rozpaczne postąpienie księżniczki?
— Po części, panie hrabio; zresztą dowiedziałem się o nich bardzo późno. Pierwszą myślą moją było naturalnie ratować, nie badać.
— Więc pan nie wiedziałeś, kto była wyratowana kobieta? — spytał podejrzliwie Emilian.
Marceli milczał przez chwilę, jakby był z nienacka zaskoczony tem zapytaniem, ale po chwili podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy Emiliana.
— I owszem, panie hrabio — odparł — twarz księżniczki z lat dziecinnych została mi w pamięci; poznałem ją po bliźnie, ukrytej pod włosami, po znakach szczególnych, które widziałem dawniej, a domysły moje stwierdziły cyfry, któremi znaczone były rzeczy, jakie miała na sobie.
— I jakimże sposobem — wybuchnął znowu hrabia — przekonawszy się o tem, nie uwiadomiłeś pan rodziny, jak to dzisiaj uczyniłeś? rodziny, która przebyła ten czas w niepewności i w śmiertelnym niepokoju!
— Z razu miałem tę myśl, jednak po rozwadze wstrzymały mię względy, które nie zyskają zapewne pańskiego uznania, a które dla mnie były stanowcze.
— Jakież to względy, jeśli zapytać można?
— Panie hrabio, istota młoda i piękna, obdarzona wszystkiem, co życie ponętnem uczynić może, nie szuka śmierci z rozkoszy; pomyślałem więc, iż nim uwiadomię rodzinę księżniczki o jej pobycie u mnie, a zatem oddam ją w jej ręce, powinienem zbadać przyczyny, które ją do samobójstwa skłoniły, i usunąć je, o ile to mogło być w mocy mojej.