Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 260.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— W takich razach przymus nie istnieje, ja go nie pojmuję przynajmniej; ale nie o to teraz idzie. Zdaje mi się, iż księżniczka oprócz bolu zawodu nie zachowała innego wspomnienia o tym smutnym fakcie, mogącym się tak tragicznie zakończyć.
— Więc pan posiadasz jej ufność?
— Starałem się o to, panie hrabio, inaczej nie byłbym mógł wybadać jej serca.
— I dlatego to jedynie pan nie donosiłeś nam nic o jej chorobie, niebezpieczeństwie, bo wszak chorowała niebezpiecznie?
— Bardzo niebezpiecznie na zapalenie mózgu, spowodowane prawdopodobnie więcej jeszcze gwałtownością moralnych wstrząsnień, niżeli ostatnim wypadkiem.
— Więc ona mogła umrzeć tutaj, bez nas, i ten wzgląd nie uczynił na panu wrażenia?
— Przeciwnie, panie hrabio, ważyłem się w myślach, ale znajdowałem, żeście stracili niejako prawo nad nią własną winą. Księżniczka byłaby utonęła z pewnością, gdyby wypadek nie uczynił mię świadkiem jej samobójstwa, a wówczas tak samo śmierć jej byłaby pozostała w niepewności, chybaby fale rzeki wyrzuciły gdzie martwe ciało. Los więc poniekąd uczynił mię panem tajemnicy i oddał mi w ręce tę znękaną istotę. Wszak ona chciała do grobu uciec przed waszą opieką. Nie mogłem o tem zapomnieć, czułem się niejako odpowiedzialnym za to życie, które wyratowałem.
— Więc czemże dzisiaj zasłużyliśmy na ufność pańską?
— Dzisiaj księżniczka sama uznała, iż należy jej powrócić do rodziny. Na mnie więc ciężył obowiązek wytłómaczyć to długie milczenie, któremu ona zupełnie winna nie była; długi czas nawet nie wiedziała gdzie się znajduje i nie mogła wcale wiedzieć o czynionych poszukiwaniach dla jej odszukania. Chciałem wytłómaczyć ci to wszystko, panie hrabio, by oszczędzić ile możności księ-