Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 275.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzrok jej rozjaśniał się nadzieją, złożyła ręce w milczeniu jakby do modlitwy.
— Późno nam już zaczynać nowe życie — ciągnął dalej hrabia — przecież Aurelio spróbujmy przebaczyć sobie na wzajem. Czuję to dzisiaj... dla ciebie także byłem bez miłosierdzia... widzę to dobrze.
— Czy nie dostrzegasz nic więcej, Emilianie? — zawołała powstając i topiąc w niego źrenice pełne łez i blasku.
— Aurelio! — szepnął olśniony.
— Czy nie widzisz, że cię kocham, że cię kochałam zawsze? — zawołała, kryjąc twarz na jego piersi, bijącej gwałtownie.
I znowu z domku nad Wisłą spłynęło najwyższe błogosławieństwo na pałac głogowski: pojednanie i miłość.
Działalność człowieka dobrej woli może być olbrzymia; stanowi ona wśród społeczeństwa światłe ogniska, rozrzucone tu i ówdzie, co same wiedzieć nie mogą, jak daleko dosięgają ich promienie.
Od dnia tego zmieniła się zupełnie postać pałacu w Głogowie. Chociaż zaludniały go też same osoby co dawniej, przecież zawitał pomiędzy nie gość niewidzialny: spokój serca, i odbił się na wszystkich twarzach i ustach. — W ponurych niegdyś ścianach salonu rozlegały się nieraz wesołe głosy, obiad nie upływał już w głuchem milczeniu. A jeśli kiedy dawne szyderstwo zawitało na usta Emiliana, nie nosiło już ono piętno nieuleczonej goryczy. Nieznośny przymus ustąpił miejsca swobodzie.
Z razu ciążyła nad rodziną hrabiów Romińskich reprobacja świata, ale zamknięci w domowych ścianach, szczęśliwi zadowoleniem wewnętrznem, nie poczuli tego nawet.
Tak dnia jednego siedzieli ścieśnionem kołem na wystawie pałacu, używając ostatnich dni lata, gdy pomiędzy listami przyniesionymi z poczty, znalazł się jeden