Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 007.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

A nawet, przenosząc wzrok mój od niej do babki, widziałem ten sam zarys profilu, tam zgrubiały, pomarszczony, żółty, tutaj świeży i delikatny, ale jakby wykrojony według jednej formy.
Obiedwie kobiety rozłożyły książki, przewracały je, szukając stosownych modlitw i znalazłszy zaczęły je odmawiać. Zwracałem uwagę na każdy szczegół, jak człowiek, który pragnie zdać sobie sprawę z usposobienia i pojęć istoty, do której ma się zbliżyć. Zauważyłem więc, że książka Stefanii miała kosztowną oprawę z kości słoniowej, zdobną z jednej strony w herb, z drugiej w monogram i że karty jej świadczyły o codziennem użyciu.
Nie była to widocznie dusza ascetyczna, szukająca w modlitwie ujścia dla namiętnych porywów, która rzuca się ku niebu, by znaleźć tam to, czego jej ziemia odmawia.
Stefania modliła się uważnie, nie odrywając się od książki, przewracając jej karty i poruszając niekiedy różanemi ustami, więc myśl jej nie wybiegała nigdy po za treść modlitwy.
Wogóle spokój zdawał się charakterystyczną cechą tej istoty. Spokój dziwny, nieznany dla mnie, com się wychował w atmosferze burzy, wśród palących walk myśli i starć przekonań. Spokój ten tkwił wyraźny na jej czole głębokiem i białem jak niezapisana karta, na rysach regularnych ale chłodnych, w uśmiechu ust, nawet w zabarwieniu twarzy nie posiadającej ani żywych rumieńców, ani matowej bladości południa.
Nie mogłem dostrzedz jej wejrzenia. Miała ciągle wzrok utkwiony w książkę, nie odwróciła go ani razu, ani razu nie próbowała przebić grubych ciemności kościoła, nie wlepiała ich w ołtarz, nie oglądała się na inne światełka, migające w ławkach, zapalone także przez pobożnych. Osoby będące tutaj wraz z nią, obchodziły ją mało. Twarz jej młoda, a spokojna jak starość, stanowiła dla mnie zagadkę, pociągała jak niezrozumiały problemat.
Przez cały czas nabożeństwa klęczały w ławce, czytając uważnie. Pochylała głowę za odgłosem dzwonka i podnosiła ją gdy umilknął: Nigdy żarliwość nie uniosła jej, nigdy nie zapomniała się ani na chwilę, nigdy przelotna myśl nie rozerwała jej uwagi.
Gdy się skończyły roraty, przeżegnała się babka, przeżegnała się i wnuczka i jakby na komendę powstały obiedwie. Służący zabrał książ-