Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 008.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

ki, zgasił i pochował stoczki, zamknął na klucz ławkę i panie wyszły z kościoła tym samym porządkiem, w jakim przyszły.
We drzwiach, przy bladem świetle poranku, spotkały jakieś znajome. Nastąpiło krótkie, francuzkie powitanie i pożegnanie. Obecna godzina nie była właściwą na towarzyską pogadankę. Każdy spieszył do siebie.
Nie śledziłem ich dalej, zobaczyłem com pragnął. Teraz, chcąc spełnić powierzone mi zlecenie, musiałem czekać odpowiedniej pory.
Około drugiej dzwoniłem do mieszkania babki Stefanii. Drzwi otworzył mi natychmiast ten sam służący, którego widziałem w kościele.
Spytałem o pannę Stefanię Lińską. Ale nie było snadź w zwyczaju w tym domu, aby ona sama przyjmowała kogokolwiek, bo służący odparł dyplomatycznie, iż pójdzie się dowiedzieć, czy panie są u siebie. Oddalił się, wziąwszy mój bilet wizytowy, na którym dopisałem z „ważnym interesem“. Powrócił niebawem, otworzył przedemną drzwi salonu i cofnął się ze słowami:
— Pani hrabina zaraz służyć będzie.
Było to przypadkowe czy umyślne nieporozumienie. Ja chciałem się widzieć ze Stefanią, oświadczyłem to wyraźnie, pomimo to przyjąć mnie miała jej babka. Nie mogłem przecież tej kwestyi załatwić przez służącego. Czekałem.
Salon, do którego mnie wprowadzono, był wspaniały ale chłodny i sztywny. Wszystko tu było, co w przyzwoitym salonie szanujących się ludzi być powinno: trzy okna, konsole, pomiędzy niemi nowe meble, zwierciadła, świeczniki, lampy, wazony. Wszystko to stało w należytym porządku na posadzce wyłożonej dywanem.
Byłem tu chwilę zaledwie, gdy weszła stara kobieta, którą dziś rano widziałem w kościele. Teraz jednak przedzierzgnęła się w wykwintną damę; zamiast czarnej chustki, twarz jej objęta dwoma puklami białych włosów i zwojami koronki, nabrała powagi, nawet wdzięku, którego starość nie wyklucza. Ze stroju, obejścia i powierzchowności znać było wielką panią, przywykłą żyć według pewnych form, wśród odpowiedniej im atmosfery, a może nawet nie rozumiejącej tego wszystkiego, co wrzało po za tą atmosferą wśród wolnych przestrzeni, jak istota zamknięta w akwaryum nie rozumie fal powietrznych, rozbijających się o jego szklanne ściany.