Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 013.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz przynajmniej występowała otwarcie, a ja mogłem jej odpowiedzieć.
— Pani wiesz dobrze. Własna żona gopotępiła. Pozostał samotny z sercem rozdartem.
— A ona umarła z żalu.
— Tak, umarła z żalu, że poślubiła człowieka, który, jak sądziła, godnym jej nie był. Zasklepiła się w ciasnym egoizmie.
— Panie! — zawołała hrabina. — Jak pan śmiesz...
Nie mogła dokończyć słów zaczętych, usta jej drżały. Uczułem żem się uniósł zbytecznie.
— Po co mnie pani zmusiłaś poruszać popioły zmarłych i wywoływać je przed sąd. Daruj mi i przyznajmy oboje, że kto cierpi ma słuszność zawsze, przynajmniej wobec własnego serca.
Ale ona nie chciała zrozumieć tej pojednawczej mowy. Nie nawykła była spotykać jakiejkolwiek opozycyi w dziedzinie pojęć. Nie przyszło jej na myśl nigdy wznawiać w imię szerszej sprawiedliwości spraw przesądzonych. Ojciec Stefanii był niepowrotnie potępiony od dawna w jej przekonaniu, a kto go śmiał bronić, popełniał zbrodnię, równą przynajmniej tej, którą chciał wytłómaczyć.
Nie miałem tu co robić więcej. Zrozumiałem to po piorunujących spojrzeniach hrabiny i przerażonych oczach Stefanii. Położyłem obok medalionu list jej ojca i oddaliłem się, nie żegnany wcale przez dwie kobiety.
Mogłem myśleć, że moje stosunki z kuzynką przecięte zostały w zawiązku; chwilami nawet żałowałem mojej porywczości. Jeżeli chodziło mi o obronę zmarłego, czy uczyniłem to skutecznie? Czy chcąc pozyskać dla jego pamięci serce córki, obrałem ku temu właściwą drogę? Prawdopodobnie postąpiłem zbyt gwałtownie.
Stało się! po cóż myśleć o tem daremnie. Nie byłem widocznie stworzony do świata form i formułek, z którym zetknąć mi się przyszło. Spaliłem odrazu mosty za sobą. Tak przynajmniej sądziłem, kiedy niespodzianie odebrałem od Stefanii bilecik następujący:
„Jesteśmy pomimo wszystko stryjecznem rodzeństwem, co tłómaczy moją odezwę i żądanie. Chciałabym widzieć się z panem, widzieć