Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 019.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

strasznie z ich powodu; o sobie zapominał zawsze tam gdzie szło o drugich.
Gdym mówił, Stefania wydobyła medalion i wpatrywała się w miniaturę ojca.
— Spójrz pani na te szlachetne rysy, czy nie wyczytasz w nich wyraźnie tego wszystkiego.
— O! tak — szepnęła nie odwracając oczu.
Twarz jej mieniła się dziwnie; przechodziły po niej przelotne rumieńce, ustępując miejsca matowej bladości, mała zmarszczka na gładkiem zwykle czole świadczyła o pracy myśli, a wilgotny nieco blask wpatrzonych w medalion źrenic zdradzał grę budzących się w jej sercu uczuć.
Po chwili podniosła na mnie wzrok, który po oderwaniu się od miniatury ojca, zdawał się napowrót chłodem powlekać.
— Wszystko, czego się od pana od wczoraj dowiaduję, jest dla mnie tak nowe, a tak pragnęłabym żeby było prawdziwe, iż nie mogę jak tylko żałować, że wcześniej o tem nic nie wiedziałam.
W tej chwili spostrzegłem dopiero, iż mówiąc językiem ojczystym, popełniała błędy jak ktoś, co go rzadko miewa w użyciu. Mimo całego interesu, jaki miała dla niej treść naszej rozmowy, nie mogłem się powstrzymać od zwrócenia na to jej uwagi.
— Cóż pan chcesz — odrzekła — nauczycielkami mojemi były same francuzki i angielki — i blady rumieniec przemknął znów po jej twarzy.
— I książek polskich pani nie czytujesz?
— Bardzo rzadko i bardzo mało; babcia nie przywiązuje wartości do tego co po polsku pisane, i tylko czasami daje mi do przeczytania ustępy z książek własnego wyboru.
— Więc pani nie masz wyobrażenia o własnej literaturze! Mój Boże, cóżby na to powiedział twój ojciec, panno Stefanio! — zawołałem z żalem, którego powściągnąć nie byłem w stanie.
— To nie moja wina — odparła łagodnie — nie uczono mnie tego.
— Ależ przez litość, czegoż cię uczono?
— Tego, czego dobrze wychowane panny uczyć należy — wtrącił z za firanki wesoły głos pani Zofii. — Jeżeli zaś chcesz, panie amerykaninie, wykształcenie Stefci mierzyć swemi wymaganiami, lękam się bar-