Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 020.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzo, że egzamin wypadnie niepomyślnie. Nie umiemy, mój panie, zgoła nic, jeżeli idzie o wiadomości pozytywne. Ale za to wiemy pełno rzeczy, o których ty nie masz pojęcia. A naprzód że nie jest to wcale sposób pozyskania zaufania podziwiać czyjąś nieświadomość, zamiast go nauczyć.
Dywersya pani Zofii przyszła w porę, ona zaś nie czekając odpowiedzi mówiła dalej, wskazując na rzeźbioną bibliotekę, napełnioną ozdobnie oprawnemi książkami.
— Zdaje mi się, że mam tu oto książki, o które panu chodzi, wsuniemy je nieznacznie w manszonik Stefci, a gdy zejdziecie się tu znowu, będzie mogła o nich rozprawiać tak samo jak i pan.
Nie można było przyjaźniej ofiarować nam swojej protekcyi. Łącząc zaś uczynek do słów, gospodyni domu wydostała z biblioteki kilka eleganckich książeczek, do których widocznie zaglądała często, może dzięki erudycyi męża, i wsunęła je w zarękawek kuzynki.
— Ciocia ma urazę do poezyi — szepnęła mi w ucho — łatwą do wytłómaczenia po tem co pan mówił. Musiała ona także zauważyć podobieństwo życia do jej bohaterów, a ponieważ wszystko co go przypomina, jest na indeksie...
W tej chwili odezwał się dzwonek. Godzina upłynęła szybko. Miss Cora podług odebranego rozkazu przychodziła po Stefanię. Trzeba było się rozstać.
— Jesteśmy — rzekłem podając jej rękę, której nie odrzuciła — także przedstawicielami dwóch wręcz sprzecznych z sobą kierunków, starajmy się być pomimo to przyjaciołmi.
Bez wahania włożyła w dłoń moją aksamitną swoją rączkę.
Nie było czasu na odpowiedź; pani Zofia popchnęła mnie do przyległego pokoju, jak kochanka z melodramatu, żeby mnie nie zobaczyła miss Cora, i wypuściła dopiero gdy obie odeszły.
— Jesteś pan niepoprawny — rzekła na pożegnanie. — Już widziałam chwilę, w której pan śmiertelnie obrazi kuzynkę, jak obraziłeś jej babkę.
— Ja! — zawołałem. — Cóż Stefania temu winna?
Pani Zofia wstrząsnęła główką.
— A może to i dobra taktyka; są zwycięztwa które gwałtowni tylko otrzymują.