Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 021.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedyż zobaczę znowu Stefanię? — spytałem.
Popatrzyła mi w oczy i rozśmiała się swoim zwyczajem.
— Panu bardzo chodzi o rehabilitacyę zmarłego?
Było w jej spojrzeniu coś, czego zrazu nie zrozumiałem.
— Ma się rozumieć — zawołałem.
— Dobrze już, przyjdź pan w sobotę o tej samej godzinie.
Gdy już byłem w przedpokoju, otworzyła jeszcze drzwi od salonu i rzuciła szybko:
— Umarli czasami żywym torują drogę.
Nazajutrz spotkałem Stefanię przypadkiem w piękne mroźne południe. Szła z wysoką jak tyczka miss Corą Saskim ogrodem w eleganckim futrze, w zgrabnym kapeluszu, z woalką na twarzy; szła powoli zamieniając kiedy niekiedy z towarzyszką parę słów po angielsku, nie oglądając się na przechodniów.
Była to zwykła godzina spacerów. Spotykało ją wiele ukłonów. Mężczyznom odpowiadała lekkiem, zaledwie widocznem skinieniem. I gdy tak przechadzała się po ziemi, pokrytej śniegiem, pod kryształowemi żyrandolami drzew zamarzłych, zimna i czysta jak one, zdawała się spoglądać na tych bliźnich przesuwających się około niej, jak na istoty niższej natury.
Między spotykanymi nie wyróżniała nikogo, ale ja wyróżniłem od razu wysokiego bruneta, z binoklami na nosie, który zdawał się oczekiwać na nią; spotkawszy, złożył głęboki ukłon, a potem zdaleka śledził jej kroki z widoczną chęcią zwrócenia uwagi. Ja także przeszedłem koło niej, ale choć widziała mnie doskonale, nie obdarzyła spojrzeniem. Ukłon jej nie różnił się niczem od tego, jaki odbierał każdy znajomy spotykany na balach i rautach. Była to znów ta sama, spokojna aż do apatyi dziewczyna, którą widziałem w kościele, której zdawało się że nic, nic wcale z kolei zwykłej wytrącić nie zdoła, a której siwe oczy miały kolor i podobieństwo popiołu.
W dzień naznaczony przyszedłem trochę zawcześnie do pani Zofii, pomimo tego przyjęła mnie natychmiast, a nawet zdawała się oczekiwać, zasunięta w głąb swego miękkiego fotelu, otoczona żółtemi i różowemi tomami nowych francuzkich powieści, które widać zapełniały jej życie. Śmiejące jej oczy spoczęły na mnie, jak gdybym przedstawiał