Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 022.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

taki sam, może nawet nieco żywszy interes, niż te różnokolorowe a jednobrzmiące książki.
— Cóż — zapytała — w jakiemże usposobieniu przychodzisz pan dzisiaj?
— Zawsze w jednakiem.
A potem zapytałem nagle:
— Czy babka nie wydaje Stefanii za mąż?
Popatrzyła na mnie.
— Aa! To dla tego przyszedłeś pan tak wcześnie? Któż to panu powiedział?
— Nikt.
— Śledziłeś pan Stefanią?
— Spotkałem ją tylko.
— Jesteś pan bardzo domyślnym.
— Więc to prawda?
— Jeszcze niezupełna. Dopiero prawdopodobieństwo. Przecież chowa się panny na to, żeby je za mąż wydawać.
— Ale kto jest ten...
Zatrzymałem się, ona nie podchwyciła, czekała widocznie aż dokończę.
— Ten wysoki brunet, z binoklami na nosie, z miną impertynencką i twarzą przedstawiającą uderzające podobieństwo do owczego typu — wypowiedziałem odrazu.
— Jest to tytuł wsparty kilkunastotysięcznym dochodem.
— I nic więcej?
— Cyfra małżeńska jak każda inna.
— A Stefania?
— Stefania gdy nadejdzie chwila uroczysta, odpowie wedle życzenia babki, potem zajmie się wyprawą, jak to czyni każda panna, potem...
— Więc to rzecz ułożona?
— Nawpół dopiero. Stefania nie jest bogata, choć babka zapisuje jej wszystko co posiada, a choć należy do wielkiej rodziny, nazwiska arystokratycznego nie nosi. Nie może więc liczyć na lepszą partyę.
— A cóż jej brakuje, wedle zdania pani przynajmniej — zawołałem rozdrażniony. — Wszakże jest tytuł, majątek, osoba.