Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 031.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

za nią wdzięczność. Hrabina wyciąga już swe chude ręce, aby pobłogosławić młodą parę...
— Powiedz mi pani odrazu kiedy ślub? — syknąłem mimowolnie.
— Więc pan słuchać nie chcesz?
— Pani jesteś bez miłosierdzia.
— To jeszcze obaczymy. Otóż hrabina wyciąga ręce i już zawczasu obciera suche oczy, kiedy nagle do odpowiedzi wnuczki wsuwa się nadprogramowy wyraz — jednakże. Brwi hrabiny się marszczą, przykłada do oczu lornetkę, jak to czyni kiedy coś idzie nie po jej myśli, a ona dziwić się zdaje, że to jest możebne. Stefania na to nie zważa, „jednakże“ powtarza się coraz częściej, aż wreszcie prowadzi do najformalniejszej odmowy.
Westchnienie ulgi wydarło się z mojej piersi. Czułem że spadł z niej ciężar nieznośny.
— Tak jest, do odmowy — ciągnęła pani Zofia, której w tej chwili przebaczyłem wszystko. — Warto było w tej chwili popatrzeć na Alfreda; zwrócił się do hrabiny jak lichy aktor do reżysera, kiedy nie odbiera repliki jaką powinien odebrać i nie wie co dalej począć. Ona odpowiada mu również pomięszanym wzrokiem.
— I cóż dalej? cóż dalej? — pytałem rozpromieniony.
— Więc to panu nie wystarcza jeszcze? Dalej, no, dalej następuje płacz i zgrzytanie zębów. Alfred wychodzi z oburzeniem i zapewne otrząśnie z obuwia proch tego niewdzięcznego domu. Gniew cioci równoważy tylko jej zdumienie, a gniew ten tyczy się nietylko wnuczki, obejmuje wszystkich co mają do niej dostęp, nawet miss Corę, której wystraszone oczy świadczą o zupełnej niewinności. Co do mnie, ma się rozumieć, jestem na indeksie.
— A Stefania?
— Stefania jest niezbadana. Na gniew babki odpowiada jednym tylko wyrazem, że za mąż wcale iść nie chce. Ale babka wie dobrze, co pod tym wstrętem dziewiczym rozumieć należy; kto wie czy nie domyśla się czego.
— Jakim sposobem? Nie nasunąłem się jej na oczy od dnia owego.
— Warszawa nie jest tak wielkiem miastem, aby w niej ukryć się można, a zresztą pan się nie ukrywasz, wszyscy wiedzą że tutaj zamieszkałeś.