Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 032.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiadomość ta do hrabiny dojść nie mogła.
— Ludzie rozumni wiedzą zawsze to wszystko co ich może obchodzić, a pomimo wszystko ciocia jest kobietą rozumną.
— Więc cóż ja mam robić? — zawołałem.
Wzruszyła ramionami.
— Kto się pyta o radę, ten nigdy zamiarów swoich nie spełni.
Zamiarów. Szła dalej niż myśl moja, a przecież miała słuszność. Odgadywała mnie lepiej, niż ja sam dotąd rozumiałem siebie. Ona od pierwszej chwili wiedziała, jaki władca opanowywał moje serce.
— Gdybym ją mógł widywać, gdyby nie należała do tego zamkniętego świata — zawołałem — nie pytałbym o nic.
— Albożeś pan nie wiedział o tem, wyzywając go do walki?
Umilkłem. Nie miałem chęci do zwierzeń. Czy uwierzyłaby mi gdybym jej przysięgał, iż nie pojmowałem sam w jaką grę się wdałem. Zostałem pochwycony z nienacka zanim pomyślałem o obronie.
— A gdybym ją wykradł?
— Tak robi się w melodramatach — odparła — a melodramaty mają swoją dobrą stronę. Cóż kiedy Stefania nie należy do tych co wykradać się dają.
— Przecież dała dowód stanowczości.
— Z tem wszystkiem nie ręczę czy w tej chwili nie żałuje tego, co uczyniła. Czy przeszłość nie odzyskała praw swoich?
Położyła temi słowami palec na palącej ranie, a ból był tak straszny, że zadrżałem od stóp do głowy.
— No — rzekła dobrotliwie — przyjdź pan za parę dni, może będzie co nowego, bo dziś... Dziś nie wiem rzeczywiście cobyś pan mógł lepszego zrobić jak siedzieć cicho. Będzie to najlepsza taktyka. Ja może jedna odgaduję jakie walki odbywają się w duszy Stefanii, jak po każdej śmielszej myśli następuje reakcya. Widziałeś pan jak cię przyjęła ostatnim razem. Był to wstęp do odrzucenia Alfreda. Teraz musiałbyś za nie odpokutować. Ręczę, że teraz wymawia sobie to co uczyniła, a twoja szala spada, spada, spada...
Miała słuszność, czułem to.
— No, nie wyglądaj pan tak tragicznie — kończyła — odniosłeś przecie wielkie zwycięztwo.
— I cóż mi z niego? — zawołałem.