Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 040.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Spotkaliśmy się na nieszczęście.
— Nie mów tak — zawołałem rozżalony — ja błogosławię chwilę w której cię ujrzałem.
Obrzucałem ją spojrzeniem pełnem niewysłowionej miłości. Stefania odczuła ją bo rzekła miękko:
— Alboż ci czynię wymówkę? Stało się, nie ma tu winy ani twojej, ani mojej, ani wreszcie niczyjej. To przecież nie zmienia rzeczy. Fatalność stoi pomiędzy nami; fatalnemi jedna dla drugiej są rodziny nasze.
— Nie, po tysiąc razy nie. Fatalność wytwarzają ludzie, gdy stają pomiędzy rozkochanemi, fatalnością jest gdy straż nad bujną młodością oddana jest w zlodowaciałe dłonie, gdy starość narzuca jej swoje przesądy i gwałtem chce nagiąć ją do swoich celów. Stefanio, ty bronić się powinnaś, bo twoja sprawa jest moją.
Słuchała mnie. W jej oczach zapalały się jasne promienie i gasły szybko zalane łzami.
— Nie — zawołała wreszcie — ja nie umiem bronić się przeciw tym których kocham, ja babce oprzeć się nie zdołam. Gdy błaga mnie o spełnienie swej woli w imię najdroższych wspomnień, w imię spokoju swoich dni ostatnich!
— Więc ma się drugi raz powtórzyć tragedya, jaka rozegrała się pomiędzy twoim ojcem a matką, drugi raz ta sama ręka ma rozdzielić na zawsze tych co się kochają, co wzajem byliby sobie szczęściem. Stefanio! Stefanio! to być nie może! Ja buntuję się przeciw podobnej konieczności, ja jej zaprzeczam, ja cię wyrwę z pod wpływu tych umarłych zagarniających ciebie żywą, młodą, ciebie kochającą do swego grobowego królestwa. Choćbyś nawet chciała to uczynić, choćbyś zgodziła się zstąpić do świata mar, który cię otaczał od kolebki, ja na to nie pozwolę. Choćby z przed ołtarza nawet pochwycę cię, uniosę. Zdobyłem cię miłością moją, piekielnem cierpieniem dni ostatnich, rozpacz doda mi siły. Bo wreszcie ja nie mam nic do stracenia, owładnęłaś całą moją istotę, bez ciebie nic mnie już nie obchodzi.
Mówiłem com czuł, nie zważając na to że słuchała mnie Zofia. W tej chwili byłbym to samo uczynił przy Alfredzie, wobec całego świata.