Strona:PL Waleria Marrené-Dwoista 045.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam słowo Stefanii i wierzę jej.
Nie miałem zresztą innej drogi przed sobą, trzeba było poddać się konieczności. Zrazu zdawało się że wszelkie stosunki zostały zerwane między nami. Stefania nie wychodziła z domu wcale lub wychodziła z babką. Ma się rozumieć do pani Zofii zaglądać jej nie było wolno i schadzki nasze ustać musiały. Powoli jednak pomiędzy nami wyrobił się samą siłą rzeczy pewien modus vivendi.
Poznałem dnie i godziny w których wychodziła i zawsze znajdowałem się na jej drodze. Babka nie raczy mnie widzieć, Stefania odpowiada na mój ukłon ze spojrzeniem mówiącem niezmiennie: ufaj i czekaj. Wiem kiedy siada niedaleko od okna w salonie z robótką lub książką w ręku, kiedy z miss Corą idzie na przechadzkę. Widujemy się zdaleka, ale za to pisujemy do siebie, przysyłam jej książki lub wskazuję te, które czytać powinna, i w ten sposób skracamy sobie czas oczekiwania. Oboje dotrzymujemy sobie słowa. Nigdy pan Alfred ani nikt jemu podobny nie przestąpił w charakterze starającego się, progu domu hrabiny, nigdy ja też do domu tego nie wtargnąłem.
Dwoista znajduje się pod bezpośrednim wpływem babki, a jednak dwoistość jej znika z dniem każdym, myśli kształtują się wedle form nowych, uczucia wybiegają po za narzuconą miarę. Dziś gdy idzie jak dawniej obok babki, niepodobna jest do jej sobowtóra. Znać że to kipiąca młodość przykuta do martwej starości, znać że w niej wre życie.
Nie wiem czy hrabina to dostrzega. Nie mam wstępu żadnego do jej świata, ani stosunku coby mnie z nią łączył. Pani Zofii nigdy nie przebaczyła. Ale wiem to że do mnie przyszłość należy, i czekam na nią niezachwiany.

KONIEC.