Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 017.jpeg

Ta strona została skorygowana.

jego żony, uważał to za rodzaj szermierki słów, za jakąś grę inteligencyi, której nigdy nie brał na seryo.
Teraz nagle wszystkie te abstrakcyjne kwestye, tak lekceważone przez niego, pokazały mu się w całej grozie. I wobec nieszczęścia, jakie go spotykało, rozpatrywał je po raz pierwszy przy tym pożarze namiętności, co spustoszył jego domowe ognisko. Sąd jego nie mógł być bezstronnym.
Nazajutrz też pan Tytus ukazał się ludziom zupełnie zmieniony moralnie: o ile dawniej był łagodny, ufny, dobroduszny nawet, o tyle teraz odrazu stał się obojętnym i twardym. Dzieci, mówiące mu dzień dobry, oddalił obojętnie; dla domowników był ostry, interesami nie zajął się wcale, w fabryce się nie nie pokazał. Zamknął się w swoim pokoju, nie przyjmując nikogo; można było tylko słyszeć co chwila ciężkie, niespokojne kroki jego, zatrzymujące się i znowu rozpoczynające wędrówkę wpośród ciasnych ścian.
Tak jednostajnie minęło dni parę. Słudzy szeptali coraz głośniej, a nawet rozprawiali o wypadkach zaszłych w domu, zapominając zupełnie o swoich obowiązkach; a dzieci, osowiałe, opuszczone niemal, błąkały się po pustym domu, nie pojmując, co się stało.
Anielka ciągle wołała mamy, zaglądała do pokojów, gdzie znajdowała ją zwykle — i, zawiedziona, płakała. Lucyan miał ciemne poczucie, że niebytność matki stanowiła kwestyę drażliwą. Chwytał wkoło uśmiechy i urywane słowa, których nie rozumiał, ale w których przeczuwał jakieś ubliżające znaczenie, i, pełny przedwczesnej dumy, nie chciał pytać o nic piastunki, ani innych sług. Nikt się nim nie zajmował wyłącznie, zapominano o jego potrzebach i rozrywce. Atmosfera nieszczęścia, obejmująca rodzinę, ciążyła nad nim. Kilka razy chciał dostać się do ojca, — drzwi jego były szczelnie zamknięte.