Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 044.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Nie mogłem przyjść, doprawdy! — tłumaczył się młody człowiek, zarumieniony.
— Och! Lucyan żartuje, jak zawsze — przerwała zmieszana dziewczyna. — Czyż pan tego nie widzisz!
— Prawda! — odparł smutno — pani nie mogłaś nawet zauważyć mojej nieobecności.
— Przeciwnie! zauważyłam. Nauczyłam się mojej partyi duetu, — dodała pośpiesznie — i nie miałam z kim śpiewać.
Lucyan pogroził jej, jakby chciał powiedzieć: tylko dla duetu? — ale błagalne spojrzenie siostry zatrzymało mu słowa na ustach.
— I powieści zaczętej nie czytaliśmy także — rzekła znowu.
— Słowem, masz wiedzieć, że brakło ciebie tu we wszystkiem.
— O! — zawołał — jaki ja byłbym nieszczęśliwy, gdybym musiał wyjechać.
— Wyjechać? — powtórzył Lucyan — dla czegoż miałbyś wyjechać?
Anielka nie powiedziała nic, tylko na jej ruchliwej twarzyczce zaszła jakaś zmiana, jak na kwiecie, gdy chmura przysłoni mu słońce.
— Matka chciałaby, żebym zobaczył trochę innego świata; a potem, czy ja mogę wiedzieć, co ze mną będzie? gdzie znajdę chleb i pracę?
— O to się nie troszcz! — zawołał Lucyan z żywością — słyszałem nieraz, jak ojciec mówił, że cię z Krakowa nie puści, że ci tu wynajdzie zajęcie. A co do twojej matki, to osobliwa rzecz, by ona chciała cię od siebie oddalić. Wytłumaczymy jej, że tutaj będzie ci stokroć lepiej. Więc