Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 083.jpeg

Ta strona została skorygowana.

przynajmniej masz zadowolenie serca, stałaś się towarzyszką prac i myśli Januarego...
Była rozdrażniona. Może czuła czczość całego swego bytu.
— Mówmy o czem innem, — wyrzekła Helena, — po co powracać do rzeczy nieodmiennych. Co się dzieje z twemi dziećmi?
Oktawia otrząsnęła się prędko z chwilowego niezadowolenia i mówiła znowu z uśmiechem:
— Oh! wiesz, że zazwyczaj wszystko musi mi iść po myśli. Kieruję je praktycznie, staram się torować im drogę i...
— Ty umiesz to robić, potrafisz ułatwić im życie.
— Staram się o to — wyrzekła. — Ale ja chciałam z tobą pomówić o tobie samej, i dla tego umyślnie zboczyłam do Krakowa.
— O mnie? — zawołała Helena.
Głos jej zadrgał niepokojem, którego ukryć nie umiała.
— Tak jest! Czy wiesz, że pan Tytus powrócił do kraju?
— Powrócił!
To jedno słowo wyszło z ust Heleny; opuściła dłonie na kolana i spoglądała na przyjaciółkę oczyma pełnemi trwogi i smutku.
— Czy ty go widziałaś? — spytała.
— Jakżeż widzieć go miałam? moja droga, pan Tytus nie jest człowiekiem, któregoby dziś widzieć można. Ty nie masz pojęcia, co się z nim zrobiło. Resztki mienia, jakie zabrał, wyjeżdżając, przepadły w jakichś niefortunnych spekulacyach amerykańskich. Przechodząc przez wszystkie szczeble upadku i nędzy, zarówno materyalnej jak moralnej, stoczył się wreszcie do rynsztoka. Czegóż patrzysz na mnie z takiem przerażeniem!