Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 115.jpeg

Ta strona została skorygowana.

Była to okoliczność fatalna. Do Lucyana należał wybór broni, ale cóż on znaczył wobec zręczności przeciwnika?
W podobnych razach wybiera się zwykle pistolety; pozornie traf więcej tutaj znaczy, bo przysłowie nawet twierdzi, że traf kule nosi, a na poparcie go cytuje się zwykle pełno wypadków, gdzie przeciwnik, wybornie strzelający, padł, ugodzony śmiertelnie przez niewprawną rękę.
Zaszła jednak lekka trudność co do oznaczenia miejsca pojedynku. Prawdopodobnie rezultat jego mógł być zabójczy. Pan Karol, nie chcąc ściągać na siebie odpowiedzialności prawnej, pragnął odbyć go za granicą. Miał już raz podobne spotkanie, załatwił je w jakiejś miejscowości pod Krakowem, i teraz więc zaproponował ją Lucyanowi.
Ignaś zgodził się na to skwapliwie. W każdym razie byliby bliżej rodziny Lucyana.
Lucyan przyjął ten układ niechętnie; ze wszystkich miejsc na świecie Kraków zdawał mu się najgorzej wybranym dla niego do podobnego spotkania; lękał się, by wiadomość o tem nie doszła przedwcześnie do tych, przed którymi ukryć ją pragnął. W końcu jednak poddać się musiał praktycznym powodom, jakie mu przedstawiono. Ani Karol, ani Ignacy i Konrad, nie mieli czasu do stracenia, dalsza wycieczka była kosztowną i trudną; ludzie ci obwarunkowani byli materyalnem położeniem swojem.
Lucyan musiał to zrozumieć; wymagał jedynie słowa sekundantów swoich, że przez Kraków przejadą tylko, nie zatrzymując się w nim, i że żaden z nich nie zdradzi jego tajemnicy.
Reszta obchodziła go bardzo mało. Przyszło na niego wyczerpanie, następujące zwykle po wielkich wstrząśnieniach moralnych, tak, iż czuł rodzaj ulgi, złożywszy los swój w obce ręce. A przytem, jak zwykle w natężonych położe-