Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 012.jpeg

Ta strona została skorygowana.

giem pozostawaniem w jednem położeniu i okazał, że postać jego odpowiadała w zupełności charakterystyce głowy; jak twarz była wyrazistą i przewiedłą, tak postać była wysoką, szczupłą, nieco na przód podaną od książkowej pracy.
Patrząc na niego, można było zapytać o wiek i nie módz na to pytanie odpowiedzieć dokładnie, bo, pomimo zewnętrznych cech znużenia i gorączkowej pracy, młodość ma piętno i uroki sobie właściwe; daremnie czoło jego było blade, daremnie myśli, uczucia, czy cierpienia, wyżłobiły bruzdy na twarzy; było coś nieokreślonego w uśmiechu, spojrzeniu, ruchach, co świadczyło, że jakkolwiek twarde, gorączkowe, lub namiętne życie jego było dotąd krótkie, że choć może nadużywał skarbów bytu, nie zużył ich jeszcze, i że po za abstrakcyjną energią tej natury, mogły trwać ukryte inne pierwiastki.
Teraz ukończywszy pracę swoją, spojrzał na zegarek, który wskazywał już blizko piątą godzinę, a uczyniwszy to, rzucił okiem wokoło z pewnem zdziwieniem, jakby brakło mu jednego ze zwykłych sprzętów lub czynników życia. Przeszedł się parę razy po pokoju.
Nie przyszło mu jednak na myśl zbliżyć się do tych słonecznych świateł, cisnących się koło okna, roztworzyć je całe falom powietrza, odetchnąć woniami wiosny.
Tak przeszło minut parę, w ciągu których znów obejrzał się z wzrastającem zdziwieniem, a teraz nawet zdziwienie jego zmieniło się w niecierpliwość.
Wskutek tego zapewne wziął kapelusz i rękawiczki, leżące w kącie pokoju, narzucił na siebie letnie palto i zabierał się do wyjścia, kiedy szybkie kroki dały się słyszeć na schodach i odezwał się dzwonek, pociągnięty pośpiesznie.
— Przecież! — wyrzekł wówczas sam do siebie, otwierając drzwi. Słowa tego jednak nie powtórzył głośno, tylko,