Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 032.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Rozumiem — zawołał radykalny Konrad — jesteś antagonistą małżeństwa.
— Nawet i to nie; nierozerwalność małżeństwa jest to formuła zużyta może, ale, jak każda formuła, elastyczna; przeciwko niej jednostka broni się niewiernością; tolerancya, jaką dla niej myśliciel mieć musi, jest koniecznem następstwem moralnego przymusu. Chociaż znowu dla wielu natur, małżeństwo, nawet nieobwarowane warunkiem nierozerwalności, pozostałoby takiem.
— Więc dlaczegóż tak się oburzasz na biednego Ignasia?
— Dlaczego! dlaczego? bo małżeństwo to nie ma sensu, bo ta jego panna Jadwiga jest nieznośna i działa mi na nerwy.
Nie chciał dłużej mówić o tym przedmiocie, wpadł na temat zwykłych swoich filozoficznych doktryn i zaczął je rozwijać długo i szeroko. Nie lubił w ogóle, gdy mu zadawano pytania.
Gdy powrócił do siebie, słońce było blizkie zachodu, a zniżając się coraz bardziej na skraj horyzontu, napełniło rumianym blaskiem jego mieszkanie. Stół, przy którym pisał, zalany był promieniami tak, iż białość papieru raziła jego oczy, a po tej białości migały na wszystkie strony delikatne cienie akacyowych liści, drżących pod oknem od lekkich powiewów wiatru i, przesuwając się, kołysząc, tańczyły jak cienie, lub żywe istoty, wśród ciszy i samotności tego pokoju, po ścianach, podłodze i sprzętach, nadając mu jakieś tajemnicze życie.
— Nieznośne słońce! — odezwał się January — pisać niepodobna, muszę się raz zdecydować na zawieszenie ciemnych stor w oknach. Żeby był Ignaś, posłałbym go zaraz po ten sprawunek.
Obejrzał się, nierad z tego, że nie miał nikogo pod