Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 052.jpeg

Ta strona została skorygowana.

ilość tytoniowego dymu, w kształcie kłębów i kółek, i że współpracownicy „Hasła“ nie tylko ubiegali się o lepsze w zawodzie literackim, ale i o to, kto regularniejsze kółka puszczać potrafi, nie mówiąc już o wesołych gawędkach, a nawet o niektórych grach towarzyskich, które w redaktorskim pokoju kwitły prawie nieustannie, zapewne na tej zasadzie, że zmiana zatrudnień pokrzepia siły umysłowe.
Lokal redakcyi pełen więc był nietylko stosów papieru i pilnie zajętych pracowników, ale i dymu, a nawet gwaru i śmiechu, który cichł zwykle, jak to powiedzieliśmy już wyżej, za wejściem jakiegobądź intruza.
Intruz oglądał się zwykle z poszanowaniem po tem sanktuaryum duchowego życia, gdzie elaboruje się codziennie pokarm umysłowy dla ogółu, gdzie drukują się codzień owe wiadomości, przez to samo już dla wielu ludzi nie podpadające wątpliwości żadnej, że są drukowane, i po chwili, widząc te wszystkie głowy pochylone, te wszystkie pióra skrzypiące, czuł się przerażony, iż on, dla marnych interesów swoich, przerywa skupienie ducha tych przodowników wiedzy, tych kapłanów opinii publicznej; więc po długiem milczeniu, przyciszonym głosem, jakby to czynił w kościele, wypowiadał, co go tu przywiodło. Interesa były dwojakiego rodzaju: (prenumeraty bowiem i ogłoszenia odbywały się wprost w kantorze, który służył za wstęp do właściwej redakcyi); — albo interesant chciał się zobaczyć z kimś należącym do redakcyi, albo też porozumieć się względem jakiejś literackiej pracy, a w tym wypadku, był on nie tylko intruzem, był i suplikantem, który płody swego talentu oddawał z drżeniem pod światły sąd mężów znakomitych.
Zwykle, jeśli był w tym ostatnim wypadku, interesant mógł bezpiecznie sądzić, że głos jego przebrzmiał bez echa, albowiem wszystkie głowy pochylały się jeszcze bardziej,