Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 057.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— To się poprawi — twierdził — poprawić się musi. „Hasło“ ma tak świetną redakcyę, porusza wszystkie kwestye żywotne, wyrobiło już sobie uznanie...
— Djabła tam wyrobiło! coraz gorzej stoi.
— To nic! trzeba dalej łamać lody.
Pan Karol nie zdawał się o tem bardzo przekonany.
— Łatwo to mówić — wyrzekł zwolna — ale to łamanie piekielnie kosztuje.
— Jest to obywatelski uczynek — mówił dalej, zapalając się natchniony fejletonista — obowiązek ciążący na wyższych intelligencyach, które ty Karolu spełniasz i spełniać nie przestaniesz.
— Tak! spełniam, spełniam — przerwał niecierpliwie — zaawanturowałem w ten interes cały majątek, a jak tak dłużej potrwa, będę zupełnie zrujnowany.
— Wytrwałości! wytrwałością tylko rzeczy się poprawia.
— Trzebaby się gruntownie zastanowić nad sposobami poprawienia ich.
— Poczekaj! mam w tece cudowną nowellę, tylko trzeba ją wykończyć.
Pan Karol nie miał żadnego powodu powątpiewania o cudności nowelli Emila, zrobił jednak uwagę, iż pismo takie, jak „Hasło“, nowellą podnieść się nie może; że trzebaby artykułów jędrniejszych w kwestyach żywotnych. Dodał nawet, że pisałby je sam, gdyby nie brak czasu. A w końcu zapytał niby od niechcenia:
— Czy widziałeś się z Januarym?
— Widziałem.
— I nie mówił ci nic?
— Nic wcale.
— Chciałbym zyskać jego współpracownictwo; robiłem mu propozycye. Czy nie wspominał o nich?