Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 065.jpeg

Ta strona została skorygowana.

prowadzenia wielkich planów, wielkich idei, w imię których umiał chcieć i czekać.
To też kiedy January skończył obiad i powstał, z prawdziwą nieśmiałością przypomniał mu rozprawę, którą mu przeczytać pragnął. Ale rozprawa Ignasia zajmowała tak mało Januarego, iż znowu nie mógł sobie przypomnieć, o co mu chodziło.
— Wiesz, ta rozprawa o poezyi, — tłumaczył się biedny chłopiec — jutro zacząłbym ją drukować w „Dzienniku Wieczornym“.
— Ten twój „Dziennik Wieczorny“ wyzyskuje cię bez miłosierdzia — zawołał January. — Poczekaj! niechno ja będę redaktorem, zobaczysz!
— Tymczasem może byś posłuchał?
— Kiedy chcesz koniecznie, to i owszem, posłucham; chodźmy do mnie.
Widocznie przystając na to czytanie, robił wielką łaskę Ignasiowi; świadczyła o tem pogardliwa bruzda, ściągająca na dół końce wązkich warg i znudzony wyraz, jaki osiadł na czole, zanim jeszcze rozpoczęło się czytanie. Myślał wcale o czem innem i miał zupełnie inne zamiary.
Ignaś, znający dobrze zmiany twarzy Januarego, spostrzegł te mało obiecujące symptomata, bo zapytał:
— Może masz co innego do roboty?
— Ależ nie! powiedziałbym ci to bez ceremonii.
Ignaś miał rękopis w kieszeni. Zaledwie wiec przybyli do mieszkania Januarego, wydobył go i szukał sobie miejsca.
— Siadaj przed biurkiem — odezwał się gospodarz ustępując mu swego zwykłego fotelu.
Otworzył okno, usiadł przy niem i oparł głowę na ręku w ten sposób, że mógł widzieć wszystko, co się działo w ogrodzie i na werendzie. Dzisiaj tylko róże sztamowe