Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 084.jpeg

Ta strona została skorygowana.

talentu, który mógł stać się zarówno pożytecznym, jak szkodliwym.
Ale Januarego podobno nikt dotąd nie przekonał nigdy.
Uśmiechnął się pogardliwie.
— Musi ci już piekielnie brakować argumentów, skoro uciekasz się do tych gróźb nieokreślonych;... czy myślisz, że ich się ulęknę, i schylę głowę przed jakiemkolwiek bożyszczem konieczności? Stać mnie przynajmniej na odwagę moich przekonań i cokolwiek mnie spotkać może, potrafię dźwigać odpowiedzialność za czyny, bez trwogi i nikczemności.
— Jesteś odważny i dumny; nie wątpiłem o tem nigdy. Tylko tu nie chodzi o ciebie jednego.
— Nie można żądać od człowieka, by uczynił więcej dla drugich, niż dla samego siebie, lub rządził się względem nich odmiennemi prawami.
Miał słuszność w tych ostatnich słowach. Karol zrozumiał to, i przez długi czas milczał. Wreszcie próbował zwrócić kwestyę na praktyczną drogę.
— Powiedz mi jednak — wyrzekł znowu — jakie postawiłbyś mi warunki współpracownictwa?
— Nieograniczoną swobodę wypowiadania moich przekonań, — odparł bez namysłu — i kierunek główny pisma, tak, by ono stało się przedewszystkiem moim organem.
— A cóż mnieby się zostało?
— Dwóch głów i dwóch kierunków być nie może.
Miał znowu słuszność, tylko to uniemożebniało wszelkie układy.
— Ha! — wyrzekł Karol — chciałem się z tobą porozumieć; uczyniłbym wiele ustępstw; artykuły podpisane przez ciebie, nie przechodziłyby przez sesyę, drukowałyby się natychmiast bez zmian żadnych.