Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 095.jpeg

Ta strona została skorygowana.

szkania, tak mało przypominał rozczochranego i nie zbyt ubranego człowieka — jakiego widok nieestetyczny przedstawił dziś rano Januaremu, wśród mieszkania przywodzącego na myśl spartańskie, lub dyogenesowskie tradycye — jak świetny motyl przypomina chryzalidę: twarz jego, biała i rumiana, straciła ślady zbyt długiego snu; włosy starannie rozdzielone na dwie połowy od czoła do karku, zwijały się w misterne loczki koło skroni, świadcząc, że nie brakło fejletoniście tego filuternego sprytu, który w praktycznych warunkach życia okazuje się nieraz stokroć pożyteczniejszym od rozumu.
Zresztą był on co się zowie ładnym chłopcem, a uśmiech jego malinowych ust, wykrojonych w kształcie serca, był szczególniej przyjemny płci pięknej, i posiadał wdzięk pieszczony a naiwny razem, harmonizujący tak ślicznie z wesołem wejrzeniem błękitnych oczu, iż doprawdy, dziwić się nie było można, że Emil miał szczęście do kobiet. Kokieteryą też — właściwą pewnemu rodzajowi ładnych chłopców — umiał on doskonale podnosić przymioty swojej osoby; nie zaniedbywał żadnej broni, nie zapominał o żadnym, by najbłahszym z pozoru, środku powodzenia; na ulicy, w towarzystwie, lub gdziekolwiek mógł być widzianym, był zawsze pod bronią, gotów odpowiedzieć na każde spojrzenie, uśmiech lub słówko, stosownie do położenia. Ma się rozumieć, Emil szczycił się dokładną znajomością tej tajemniczej, niepochwytnej, zagadkowej istoty, przyprowadzającej do rozpaczy powieściopisarzy, mężów, a nawet kochanków... kobiety. I trzeba przyznać, że rozumiał pewną przeciętną indywidualność niewieścią, nie sięgającą zbyt wysokiej moralnej sfery. Rozumiał ładne kokietki, wesołe strojnisie, lekkie salonowe laleczki, i pozostawał w tem błogiem przekonaniu, że po za temi waryantami jednego ga-