Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 098.jpeg

Ta strona została skorygowana.

— Kogóż widziałeś?
— Doprawdy — odpowiadał — wołałbym tego nie mówić.
Aż wreszcie, po kwadransie omówień i certacyj, potęgujących ciekawość, pozwalał sobie wydrzeć te słowa:
— Był dzisiaj u mnie January!
Widocznie więc tajemnica tyczyła się Januarego. Ponieważ wielu współpracowników „Hasła“ wiedziało o zamiarze jego założenia nowego organu, nie miał pokoju, dopóki ich nie przekonał, że wiadomość, jaką o Januarym posiada, nie należy bynajmniej do dziedziny literackiej.
Skoro jednak to wyrwało mu się niby przypadkiem, zdawał się tego mocno żałować; prosił, by uważano to, co powiedział, za niebyłe; a wreszcie dawał do zrozumienia, że stał się fakt niesłychany, że zimny, surowy, szyderczy January zakochał się, jak pierwszy lepszy śmiertelnik, a on, Emil, trzyma w ręku nić bardzo zajmującej intrygi.
Właściwie nie trzymał w ręku nic wcale, i z tego powodu musiał być dyskretnym; więc na wszystkie badania, prośby i zaklęcia, okazywał się twardy, jak skała, i stawiał rzeczywiście niezbadane czoło obudzonym w koło ciekawościom; ale zawsze to, co powiedział, czyniło zaszczyt jego przenikliwości i stanowiło bardzo sensacyjną wiadomość dla pewnego towarzyskiego kółka.
Ma się rozumieć, prosił o tajemnicę, względem osoby interesowanej przynajmniej, sam zaś uchylał się od wszelkich zaprosin i koleżeńskich zebrań, nadmieniając, że jakieś ważne zobowiązania pochłaniają czas jego. Rodzaj zaś tych zobowiązań zostawiał domyślności słuchaczów, tak, iż wszyscy rozstawali się z nim z tem przekonaniem, iż fejletonista oddał się duszą całą sercowej sprawie przyjaciela, i że sprawa ta była trudną, ważną i zawikłaną.